Były trener «Werderu» Wiktor Skrypnyk opowiedział, dlaczego kiedyś odmówił gry w kijowskim «Dynamo».
«Zawsze miałem szczęście do trenerów. Miałem szczęście, gdy Siehiejew przejeżdżał na rowerze i zauważył mnie w dziedzińcu. Miałem szczęście, gdy Romanjuk wziął mnie do internatu, tym samym przybliżając do Dnipro. Bardzo miałem szczęście z Nadiedinem, który wziął mnie do drużyny, gdy miałem tylko siedemnaście lat.
Pawłow uwierzył we mnie i zaprosił z powrotem do «Dnipro». A po pół roku, gdy przeszedł do «Dynamo», to zapraszał mnie tam. Dlaczego nie poszedłem do «Dynamo»? Nie chciałem. Chciałem grać w «Dnipro». To moja drużyna i ja ją kochałem.
Wiecie, gdy mnie brali do drużyny, przyjechałem na oboz w Przydniprowe, i na poczekaniu podpisałem trzy puste kartki zamiast kontraktu. Powiedzieli: wynagrodzenie takie, wyposażenie i wyżywienie. Było mi obojętne, co podpisuję, najważniejsze — być w «Dnipro». Nie uważam, że popełniłem błąd, odpowiadając «nie» «Dynamo». Było mi komfortowo w «Dnipro», — powiedział Skrypnyk.