W sobotę, 23 listopada, DYUFSZ „Dynamo” im. Wałerija Łobanowskiego przeprowadza na NTB „Nywki” przegląd i dodatkowy konkursowy nabór dzieci do akademickich grup 2008−2011 roku urodzenia oraz grupy przedakademickiej 2012 roku urodzenia.
— Zaczynamy, jeśli nie przeszkodzą powietrzne alarmy, równo o 10:30, — opowiada dyrektor DYUFSZ „Dynamo” Ołeksandr Iszczenko. — Wstępnie zapisało się już 52 pretendentów, jednak wiem z doświadczenia, że przy bramie naszej dziecięco-młodzieżowej bazy na Saliutnej, 35 zgromadzi się w wyznaczonym czasie znacznie więcej chętnych. Czekamy na chłopaków nie tylko z Kijowa — z każdego miasta czy regionu Ukrainy. Szansę ma każdy.
— Jakie próby czekają na tych, którzy marzą o dołączeniu do „Dynamo”?
— Na początku sprawdzimy poziom przygotowania młodego piłkarza, technikę posługiwania się piłką, precyzję podań. Następnie będą to strzały na bramkę, gra przez „ścianę” lub fałszywą „ścianę”. Ćwiczenie gry na połowie boiska, które pozwoli ocenić taktyczną gotowość pretendenta. Jeśli dojdziemy do wniosku, że chłopak jest dla nas interesujący — przeprowadzimy testowanie, ponieważ cechy szybkościowe w nowoczesnej piłce nożnej wychodzą na pierwszy plan.
Ogólnie półtorej godziny w zupełności wystarczy, aby ocenić zdolności tych, którzy przyjdą na przegląd. Nawet ci, którzy ostatecznie nie dostaną się do „Dynamo”, otrzymają dodatkowy bodziec do samodoskonalenia, pracując na jakościowych boiskach i porównując swój poziom z wymaganiami dynamowskimi.
— Jaką liczbą znalezionych talentów będącym w wyniku przeglądu, będziecie zadowoleni?
— Nie widzę sensu w ukrywaniu: w nowoczesnych warunkach ucieszymy się nawet z jednego, ale prawdziwego talentu. Wcześniej na takie przeglądy przychodziło zauważalnie więcej dzieci. Głównie latem, jednak teraz przeprowadzamy w tym okresie roku obozy selekcyjne. Muszę powiedzieć, dość skutecznie! Latem wybraliśmy w obozie w Konczy-Zaspie od razu sześciu interesujących chłopaków. A w obozie „Dynamika” w Bułgarii — jeszcze czterech.
— Pod koniec lutego z ówczesną klasą absolwentów akademii 2007 roku urodzenia przez tydzień pracował trener młodzieżowej reprezentacji Ukrainy U-17 Jurij Moroz. Ciekawy eksperyment...
— Praktyka angażowania — oczywiście na czasowy okres — trenerów dorosłych lub bardziej starszych drużyn do pracy z wychowankami naszej akademii istnieje nie pierwszy rok. Zresztą, latem, gdy na zaproszenie Andrija Szewczenki do Kijowa przyjeżdżał na spotkanie z ukraińskimi kolegami trener austriackiej reprezentacji Ralph Rangnick, zapytałem go: czy prowadził, gdy kierował „Manchesterem United”, chociaż kilka treningów z chłopakami z klubowej akademii? Odpowiedział, że prowadzili asystenci, a sam Ralph tylko obserwował to kilka razy z boku.
A u nas w akademii prowadzili zajęcia Serhij Rebrov, Ołeksandr Cackiewicz... Ten sam Mircea Lucescu, który w czasach pracy w „Szachtarze” nie spotkał się z „akademikami” górników ani razu, z trenerami dynamowskiej DYUFSZ spotkanie odbył. Przedtem pozwolił zobaczyć trzy treningi pierwszej drużyny, na których mieliśmy wiele pytań.
— Ołeksandr Szołkowski jest na bieżąco w kwestii potencjału kadrowego akademii?
— Nie przegapia żadnego meczu U-19, a jego asystenci trzymają rękę na pulsie naszych spraw. Odbywa się stała wymiana informacji, główny trener pierwszej drużyny „Dynamo” dokładnie rozumie, na kogo z naszych wychowanków będzie mógł liczyć w najbliższej przyszłości. Jak nie przypomnieć słów Alexa Fergusona o tym, że nie można zbudować wybitnej drużyny, nie wiedząc, co dokładnie dzieje się u ciebie, powiedzmy, w U-15.
Pomaga Ołeksandrowi Wołodymyrowi orientować się w kwestii rezerwy i trener drużyny U-19 Ihor Kostiuk. Dlatego bardzo przydatne było jego zaangażowanie do pracy z klasą absolwentów akademii 2008 roku urodzenia. Od razu zauważył i zaprosił do starszej drużyny Lusinę, Andrejkę i Romaniuka, którzy już otrzymali u niego praktykę w grze. W ciągu ostatniego tygodnia czwórka chłopaków 2009 roku została zaangażowana do zajęć 19-latków.
A jakie treningi prowadził z grupą ataku Oleg Wengliński! Później chłopaki długo za mną chodzili: Ołeksiejowiczu, jak z nim o indywidualne zajęcia się umówić? Niech tylko czas wyznaczy!
— Akademia dynamowska stabilnie zajmuje dziesiątkę najbardziej produktywnych na świecie pod względem liczby wychowanków grających w wyższych ligach różnych krajów...
— To oczywiście osiągnięcie. Ale jeśli wydaje się wam, że kierownictwo klubu, dowiadując się o takim wyniku, pyta nas mniej czy wieszają na szyi medal, muszę was rozczarować. Naszym zadaniem jest zapewnienie pierwszej drużynie „Dynamo” jakościowego naboru kadrowego na poziomie Cyhankowa, Mykołenki, Zabarnego lub, jak ostatnio, Wanata, Braszki, Wołoszyna... „Gdzie nowi talenci? — surowo pyta nas prezydent. — Idźcie i pracujcie lepiej!”
— Śledzicie wychowanków akademii w zagranicznych mistrzostwach?
— Staram się nie przegapiać meczów z udziałem naszych chłopaków w top ligach. Bo dobrze pamiętam, jaki trudny okres związany z kontuzjami przeszedł Cyhankow. Jak Mykołenko, który nie miał tu problemów, w „Evertonie” ostatnio doznał dwóch kontuzji z rzędu. Mam nadzieję, że w przyszłości kontuzje ominą go. Nie zapominam, jak Zabarniy, na którego zwrócił uwagę Lucescu, trafił do pierwszej drużyny „Dynamo”, praktycznie nie zatrzymując się ani w młodzieżowej, ani w młodszej.
— Pamiętacie ich wszystkich troje jeszcze dziećmi. Jakimi byli w młodym wieku?
— Cyhankow zapamiętał się tym, że od dzieciństwa w dobrym sensie był żądny piłki. Nie zostawiał jej nikomu, gdy nie miał wątpliwości, że obwiedzie trzech rywali i strzeli! Jednak przy całej technicznej zdolności Witia nigdy nie tracił możliwości pracować dodatkowo.
Bardzo pomógł mu tata, znany w przeszłości bramkarz. Pamiętam, że od razu zdecydowali, że należy doskonalić wszystkie rodzaje podań, przyjęcie piłki, szczególnie ze przesunięciem w bok. Cyhankowowi ten manewr bardzo dobrze wychodził.
A o grze głową Witia niedawno powiedział w jakimś wywiadzie, że w dynamowskiej akademii tego nie uczono. (Uśmiecha się). Przy okazji mogę pokazać notatki skierowane na to treningowych ćwiczeń, które stosowane są u nas od wielu lat. I nie tylko w akademii — nawet w pierwszej drużynie. Ten sam Kosowski, znajdując się w „Dynamo”, praktycznie nie grał głową, ale później, w słynnym półfinale Ligi Mistrzów z „Bawarią”, nie przegrał żadnej walki w powietrzu.
Odnośnie Mykołenki... Z jednej strony był chłopcem cichym, a z drugiej — chuliganem. U niego to na dziwo organicznie się łączyło. Pewnego razu w autobusie, którym jechali na wyjazd zawodnicy 2002 i 2004 roku, u chłopaka z młodszej drużyny okazało się złamane żebro. Przeprowadziłem własne dochodzenie — i ustaliłem, że winien był Witalik, który wziął się za wychowywanie młodszego i trochę nie obliczył sił.
Od razu zdecydowałem o odsunięciu Mykołenki od treningów, chociaż hiszpański kurator akademii Alberto Bosch był kategorycznie przeciwny. Nie wiadomo, jak potoczyłaby się kariera Witalika, gdyby za niego nie przyszła prosić cała drużyna. Mówiąc, Ołeksiejowiczu, chłopak się porwał, proszę wybaczyć. Ale najbardziej, nie uwierzycie, bronił go sam poszkodowany.
Nie przypominam sobie żadnych problemów z Zabarniym. Był on chłopakiem statecznym, wszystko, czego uczono go trenerzy, wchłaniał jak gąbka. Karierę zrobił, jak już mówiłem, bardzo szybko — kierownictwo klubu nawet martwiło się, czy nie załamie się od tak szybkiej integracji do dorosłej piłki. Położono na mnie osobistą odpowiedzialność za niego — a ja zgadzałem się z Lucescu, który uważał, że, gdy chłopak w siedemnaście lat gra na solidnym poziomie, nie ma sensu sztucznie spowalniać jego postępu.
W 22 lata stał się jednym z liderów reprezentacji. W „Bournemouth” rzetelnie trenuje, pracuje na sprzęcie, aby osiągnąć najlepszą formę. Chłopak postawił sobie za cel stać się piłkarzem wysokiego poziomu — i ma wszelkie szanse, aby tę cel osiągnąć.
— Tym bardziej, że już latem Zabarniy może przejść do bardziej prestiżowego angielskiego klubu: na niego naraz polują „Chelsea” i „Tottenham”. Który z tych drużyn najbardziej mu odpowiada?
— Mi osobiście bardzo podoba się „Tottenham”. To, przepraszam za tautologię, niezwykle zespołowa drużyna. A jeszcze ona, pracując na treningach przy pressingach, włącza rockową muzykę, która — dokładnie wiem — Zabarniemu odpowiada. Chciałbym więc zobaczyć już w następnym sezonie Iłę w składzie właśnie tego klubu. I aby tańcząc ku chwale zwycięstwa, zatańczył na boisku jakieś boogie-woogie. (Śmieje się). Bo tańczyć potrafi dobrze.