Ciekawe epizody z piłkarskiego życia graczy kijowskiego „Dynamo” różnych pokoleń. W życiu piłkarzy działo się wiele niespodziewanego. O niektórych epizodach – w tym materiale.
Wladimir Onyszczenko, zasłużony mistrz sportu:
- Kilka dni przed naszym wystartowaniem w Pucharze Pucharów sezonu 1974/75 jechałem po treningu w jednym samochodzie z Łobanowskim. Mówię mu: „Walerij Wasiljewicz, tak ciężko trenujemy, tyle potu wylewamy, a nagle może nie być wyniku?” Łobanowski odpowiedział mi wtedy: „Wołodia, to niemożliwe. Aby osiągnąć rezultat, trzeba ciężko i dużo pracować”.
14 maja w Bazylei w finale Pucharu Pucharów pokonaliśmy węgierski „Ferencváros” – 3:0. Po przylocie do domu z trofeum – od razu z Boryspola udaliśmy się na naszą bazę w Koncza-Zaspa. Stół był już nakryty. Usiedliśmy, Łobanowski mówi: „Teraz mogę odpowiedzieć na pytanie Wołodi Onyszczenki, po co tak ciężko pracowaliśmy” – i podniósł nad głową piękny puchar.
Alieksiej Michajliczenko, zasłużony mistrz sportu:
- Kiedy miałem 10 lat, postanowiłem, że czas zapisać się do szkoły piłkarskiej. Nie informując mamy, samodzielnie udałem się na bazę na Nivkach. Patrzę, trenują chłopcy w koszulkach z literą „D”. Trenował ich, jak się później okazało, legendarny dynamowiec Wadim Sosnichin. Zebrałem się na odwagę i podszedłem do trenera. Moja prośba do niego polegała na tym, aby zobaczył, jak gram, i przyjął mnie do swojej grupy. Nieźle „kręciłem się” i byłem pewien, że mnie wezmą. Trener dał mi możliwość pogrania przez około 15 minut w zespole jego podopiecznych, a potem powiedział: „Chłopcze, przyjdź jutro”. Niecierpliwie czekałem na to „jutro” i w umówionym czasie przyjechałem na bazę dynamową. Ale trenera tam nie znalazłem. Przez prawie miesiąc codziennie przychodziłem, ale ani chłopaków, ani trenera nie zobaczyłem.
Wyszło, jak w starym filmie „Przyjdźcie jutro” z Fainą Ranevską w głównej roli. Potem przypadkowo dowiedziałem się, że wszystkie grupy poszły na wakacje, a trenerzy – na urlop. W efekcie we wrześniu znów przyszedłem na nabór i trafiłem do grupy Jewgienija Pietrowicza Kotelnikowa. W ten sposób zostałem dynamowcem.
Swatosław Syrota, mistrz sportu, prezydent PFL w latach 2005-2010:
- W pamięć wryła mi się jedna gra. Przegraliśmy ją. Weszliśmy do szatni, czekamy na karę. Wszedł nasz trener Anatolij Fiodorowicz Byłszowiec. Stoi, milczy, milczy… A potem cichym głosem mówi: „Chłopcy, na waszych piersiach litera „D”. Upewnijcie się, aby nie stała się dla was literą „G”. I wyszedł z szatni. Siedzieliśmy jak wryci, ale daliśmy słowo, że postaramy się nie przegrywać, aby nie zasmucać naszego trenera. Jeśli dobrze pamiętam, kiedy trenował nas Byłszowiec, już więcej nie przegraliśmy.
Alexander LIPENKO dla Dynamo.kiev.ua