Były piłkarz donieckiego „Szachtara” Ołeksandr Sopko podzielił się swoją opinią na temat kryzysu w „Szachtarze”.
— Co się dzieje z „Szachtarem”? Przy ocenie tego, co się dzieje, opierałem się nawet nie na wyniku. Wynik to ilustracja gry, to test. Nie zawsze bywa sprawiedliwy, ale najczęściej jest odzwierciedleniem tej gry, którą prezentuje zespół. A jeśli mówimy o grze, to nie tylko we mnie, ale także we wszystkich kibicach „Szachtara” od dawna nagromadziło się, i już nie jest akceptowane, co prezentuje „Szachtar” w ostatnich latach, a szczególnie w tym roku.
Moim zdaniem problem pojawił się nie dzisiaj, nie wczoraj, ale dawno, wiele lat temu, kiedy zadeklarowano, że potrzebujemy technicznego, pięknego, smacznego futbolu. W tej paradigmie wszystkie procesy zostały zbudowane. Trwało poszukiwanie trenerów, którzy planowali pokazywać tylko techniczny futbol, powiadając, że nie potrzebujemy prostego, intensywnego futbolu, z szybkościami, takiego boks-tu-boks. Twierdzono, że potrzebujemy spokojnego, technicznego futbolu, który wykończy rywala, i przeciwnik sam się podda, a my będziemy jak wąż połykający królika.
Taki futbol były praktykowane w ostatnich latach. A najważniejszy błąd zdarzył się po tym, jak o tym oświadczył prezydent klubu. To zostało odebrane jako komenda do działania. A za akcją zespołową łatwo się schować, powiadając, że jeżeli prezydent tak chce, będziemy postępować zgodnie z tym. Nikt nie wziął na siebie odwagi, by zaproponować coś swojego, własne wizje futbolu, swoją filozofię, nikt nie starał się kłócić z prezydentem. Wynik był jakiś — grali w europejskich pucharach, nawet zawodników sprzedawali za szalone pieniądze, ale czas został zmarnowany, i nie potrafili się przystosować do nowoczesnych warunków.
Futbol to nie Mona Lisa, która została namalowana i można się nią zachwycać przez stulecia. Futbol to żywy proces, to sport. Rywal też chce wygrać, szuka ruchów, możliwości, nowych podejść, i zatrzymanie się na swoim rozumieniu technicznego i smacznego futbolu, nie rozwijanie go — to droga do ślepego zaułka. Do tego ślepego zaułka klub dotarł, albo, w moim zdaniu, dochodzi.
Z przyjściem Puszycia myślałem, że w końcu pojawił się trener, który pracował dużo w Holandii, zna holenderski futbol, jego wymagania — intensywność, dobry stan fizyczny, szybkości, walka, gra jeden na jeden. Myślałem, że Puszyc wprowadzi te elementy do gry „Szachtara” i zmieni ją. Rozwiąże przede wszystkim trzy podstawowe zadania, jakich potrzebuje „Szachtar”.
Pierwsze: to pressing zespołowy — zarówno wysoki, jak i na środkowej części boiska. Podkreślam słowo „zespołowy”, czyli nie pressing dwóch-trzech, czterech, pięciu piłkarzy, a właśnie — zespołowy, wysoki. To wtedy wszyscy obrońcy znajdują się na połowie rywala i nie boją się szybkich kontrataków. Dlaczego „Szachtar” tego potrzebował? Kiedy dużo gry odbywa się przy obcym polu karnym, w przypadku straty piłki, trzeba natychmiast próbować ją odzyskać, i wtedy nie trzeba długo biegać do swoich bramek, odbierać itd. Wysoki pressing to taka sama część ataku, jak zwykły, pozycjonowany. To znaczy, szybko odbierając piłkę rywalowi przy jego polu karnym, można natychmiast zorganizować własny atak, co zresztą robią przeciwnicy przeciwko „Szachtarowi” w europejskich pucharach.
Spodziewałem się, że ten element podciągnął i wyprowadzą go na wyższy poziom. Ale, niestety, były tylko rzadkie przebłyski, gdy na świeżości kilku piłkarzy próbowało presować. Tak, to czasami wychodziło „Szachtarowi”. Ale najczęściej nie było zespołowego pressingu. W czasie, kiedy z przodu aktywnie pracowali napastnicy, często widziałem obrazek, kiedy dwóch-trzech obrońców „Szachtara” plus bramkarz stoją za centralnym kołem i czatują jeden na drugiego, czekają na długi pas, aby odebrać. Nie uzupełniają swoich pomocników, a ci, w swojej kolejności, — napastników, kompaktowy pressing nie wychodzi. W tym Puszyc nic nie zdziałał.
Drugie: to indywidualna gra w obronie, jeden na jeden. Ta choroba niekoniecznie musi być leczona przez Puszycia, ta choroba — jeszcze z dziecięcych szkół. Nauczenie piłkarza aktywnie bronić, nie bojąc się, prawidłowo, bez faulu — to trzeba robić od dzieciństwa. Niestety, obecni zawodnicy „Szachtara” nie dysponują odwagą i pewnością siebie potrzebną do gry jeden na jeden.
Wręcz przeciwnie, jest odczucie, że piłkarze jakoś pasywnie, a czasem i bojaźliwie przystępują do odbioru. Praktycznie nie ma gry na wyprzedzenie. Nikt nie czyta gry, aby zagrać czysto w piłkę, wyprzedzając rywala. Wszyscy chowają się za „zbiorowymi działaniami”, za „zbiorowym zabezpieczeniem”, za kompaktową obroną, gdzie można się schować, nie eksponować, nie brać na siebie odpowiedzialności, nie iść do walki samodzielnie. Wszyscy wolą się schować i nie dać się obok. Jakby, nie przegrywając walki, nie będzie mnie zbytnio krytykować. Jednak bez pojedynków, bez walki nie można zbudować gry zespołowej. W tym ja w najmniejszym stopniu miałem pretensje do Puszycia, ale wymagać od piłkarzy w tym czasie, który on pracuje w zespole, a to już rok, mógłby.
Trzeci moment. Co miał rozwiązać Puszyc, to intensywność meczu, nauczyć piłkarzy, aby gra była bardziej dynamiczna, szybsza, włączać prędkości nie tylko z piłką, ale i więcej — bez niej, robić arytmię. Kiedy trzeba — zwiększać presję, prędkości, lub odwrotnie — uspokajać grę, spowalniać ją, biorąc pauzę. W tym Puszyc rozwiązał zadanie w połowie. To znaczy zespół nauczył się brać pauzy, odpoczywać, ale nie nauczył się przyspieszać gry, czynić ją intensywną. W tym komponencie „Szachtar” różni się od „Dynamo”. Jednak aby wszystko wiedzieć, i rozłożyć na półki, musisz być w procesie, widzieć treningi, wiedzieć, czym zajmuje się zespół, jakie wymagania stawia przed sobą. Wtedy można ocenić wszystko bardziej sprawiedliwie.
Ale co mnie najbardziej w tej sytuacji rozczarowuje... Kiedy uważnie słucham komentarzy trenerów — przed meczem i po, zawsze rozumiem, że trener nie powinien wszystkiego wygłaszać. Rozumiem, że w celach pedagogicznych trener powinien wspierać zawodników, że ma swoją etykę klubową. Ale jeżeli trener we wszystkich oświadczeniach na czarne mówi białe, jeżeli mówi: a mi moja gra się podoba... Przy tym wszyscy kibice twierdzą, że jest źle, a on odpowiada: a mi się podoba.
Wtedy pojawia się pytanie: czy on wszystkich uważa za idiotów, uważa, że nikt nie rozumie futbolu w tym kraju, czy też naprawdę nie dostrzega problemów, które istnieją. To mnie przeraża nawet bardziej niż niewyjaśnione trzy problemy, o których powiedziałem. Trener, który ciągle wymiga się od pytań, nie odpowiada obiektywnie, i nie potrafi przyznać tego, co dostrzegają wszyscy, myślę, ma wątpliwą kwalifikację.
Rezygnacja Puszycia? Powodów jest więcej niż wystarczająco. 3−4 miejsce w mistrzostwach Ukrainy, i jedna wygrana świadomej słabej drużyny — „Young Boys” w Lidze Mistrzów, absolutnie nie poprawia wrażenia z innych meczów — pod względem jakości gry. Można dużo mówić o niewygranym meczu z PSV, ale 35 strzałów na twoje bramki, i twierdzić po takim, że gra była super — to właśnie mówić na czarne białe. Ponadto mecz z „Bawarią” pokazał, że warto było przeciwnikowi trochę się napiąć, i w „Szachtarze” wszystko trzeszczy w szwach. Ochrona swojej reputacji i kwalifikacji tym, że 4 punkty zdobyto w Lidze Mistrzów, jest niemożliwe i niewłaściwe. Bardzo wiele pytań — dotyczących zarówno wyjściowego składu, jak i zmian, oraz kierownictwa grą. Jeśli wszystko to można nazwać technicznym i smacznym futbolem, to nie wiem, co to jest niesmaczny, jałowy i śpiący futbol...
Oleg Semenchenko
Він багато працює, є у нього свої напрацювання, своя, голандська методика, в команді чудовий мікроклімат, є гравці, за якими "ганяються" футбольні команди першої п'ятірки в Європі...
А те, що намає результата... та то таке.
Просто Пушичу потрібно більше часу для своїх напрацювань...
Тому ви повинні поставити перед керівництвом питання продовження контракту мінімум на 3-5 років!
Такі специ... на дорозі не валяються-)))
- Это было в конце 1975 года. Не страшно было переходить в команду, которая выиграла Кубок кубков и Суперкубок УЕФА?
- Моя любовь к "Динамо" был настолько велика, что поборола и страх, и все сомнения. Очень хотелось попробовать свои силы в одной из лучших на тот момент команд Европы.
- Не разочаровались впоследствии? Ведь ваше пребывание в дублирующем составе "Динамо" затянулось почти на пять лет.
- Не совсем так. В 1979-м главный тренер "Динамо" Валерий Лобановский рассматривал меня в качестве игрока основного состава. Я прошел все предсезонные сборы, весной отыграл за "Динамо" в кубковых матчах и попал в "основу" на стартовый матч чемпионата с ростовским СКА. Но на разминке перед игрой почувствовал острую боль. Что-то случилось со спиной. То ли из-за нагрузок, то ли по какой-то другой причине - неизвестно. Как только меня ни проверяли и ни исследовали, а точный диагноз так и не поставили.
Только через полгода я вернулся в строй, но момент, когда можно было заиграть в основном составе "Динамо", уже прошел.