Wychowanek kijowskiego „Dynamo”, pomocnik Andrij Bohdanov przypomniał czasy swojej kariery w stołecznym klubie.
— Jestem wychowankiem „Dynamo”, ale jak mówią, w młodym wieku odmówiłem podpisania kontraktu z pierwszą drużyną, bo nie widziałem perspektyw występowania w niej. To prawda?
— Tak, to prawda.
— Jak w klubie zareagowali na taką decyzję?
— Wtedy występowałem za „Dynamo-3” w drugiej lidze, więc nie sądzę, żeby bardzo się z tego powodu zmartwili. Choć oferowali kontrakt na dwa lata.
— Dlaczego więc wybrałeś kijowski „Arsenal”?
— Po pierwsze, Kijów to moja ojczyzna, a w wieku 18 lat, gdy jeszcze mieszkałem z rodzicami, było wygodnie zostać w tym mieście. Po drugie, Jurij Michajłowicz Bakalow, który w tamtym czasie trenował rezerwy „Arsenal”, podczas osobistej rozmowy zapewnił mnie, że w przypadku ciężkiej pracy droga do pierwszego zespołu będzie przede mną otwarta.
— Jak doszło do twojego powrotu do „Dynamo”?
— Na tamten czas wezwał mnie główny trener „Dynamo” Jurij Sjołkin. Bardzo chciał widzieć mnie w zespole, więc tak odbył się ten transfer. Latem 2012 roku wygasł mój kontrakt z „Arsenalem”, a ja przeszedłem do „Dynamo”.
— „Arsenal” starał się cię zatrzymać?
— Rozmawialiśmy o tym jeszcze długo przed moimi negocjacjami z „Dynamo”, ale „Arsenal” złożył mi ofertę dopiero w czerwcu tuż przed końcem kontraktu. Jednak w tamtym czasie już zgodziłem się na transfer do „Dynamo”.
— Więc wychodzi na to, że „Arsenal” długo myślał?
— Cóż, długo myśleli. Nie wiem, jakie były tam okoliczności.
— Pod kierownictwem Sjołkina nie zagrałeś zbyt wiele, ponieważ na początku sezonu został on zwolniony po przegranej z „Szachtarzem” (1:4) w 1/16 finału Pucharu Ukrainy.
— Został zwolniony w trakcie sezonu, nikt nie rozumiał dlaczego. Spełniliśmy zadanie, awansując do Ligi Mistrzów, a w mistrzostwach szliśmy równo z „Szachtarzem”. Cóż, przegraliśmy z „górnikami” w Pucharze na „Donbas Arenie”.
— Uważasz, że to była pośpieszna decyzja?
— Pamiętam, że tak.
— Mówili, że prezydenta „Dynamo” Igora Surkisa na tak drastyczny krok podsunęła decyzja Sjołkina po meczu z „Szachtarzem”, aby polecieć do domu w Moskwie na weekend, a nie zostać z drużyną.
— Bezpośrednio w drużynie nawet nie pamiętam, żeby ktoś na to szczególnie zwracał uwagę.
— Następnie „Dynamo” objął Oleg Błochin. Byłeś obecny na jego pierwszym spotkaniu z drużyną, gdzie Artem Milewski przyszedł w szlafroku?
— Byłem. Ale nic takiego tam nie było. Cóż, przyszedł w szlafroku. To wszystko rozdmuchała prasa i wycisnęła maksimum z sytuacji.
— A o czym wtedy myślałeś?
— Cóż, on po prostu nie zdążył się przebrać. Już siedzieliśmy w szatni przed treningiem, a nam powiedzieli: „Wstąpcie na górę, zaprezentują wam trenera”. Ktoś pojawił się trochę wcześniej na treningu i już był w formie. Tyoma przyszedł trochę później i postanowił, że przebrał się później.
— Czy nie uważasz, że ta sytuacja mogła spowodować dalsze uprzedzenia Błochina wobec Milewskiego?
— Całkowicie nie.
— Jak układały się twoje relacje z Błochinem?
— Odpowiem jednym słowem: „Żadnych”. Nie chcę nic mówić. Możemy zobaczyć miejsca „Dynamo” w UPL za Błochina — po raz pierwszy w historii trzecie miejsce i po raz pierwszy w historii czwarte miejsce. Po Błochinie przyszedł Serhij Rebrov i zdobył złoto. O czym tu mówić? Więc na tym zakończymy.
— Wtedy w „Dynamo” była naprawdę gwiazdorska drużyna. Kto na twojej pozycji wyróżniał się najbardziej?
— Powiem, że w tamtym momencie dobrze w drużynie wpasował się Miguel Veloso i udanie grał Denis Garmasz.
— Czym Veloso wyróżniał się spośród innych?
— Veloso to bardziej techniczny piłkarz na piłce. Wniósł coś nowego do „Dynamo” i grał jako „szóstka”. Bardzo dobry pomocnik, ale bez odbioru, tak bym powiedział.
— Trzeba było obok niego stawiać „psów”, które by wykonywały czarną robotę?
— Tak. Ten sam Garmasz wykonywał ogromną ilość pracy.
— Dlaczego już zimą wróciłeś w wypożyczenie do „Arsenalu”?
— Sam zdecydowałem się odejść, ponieważ miałem 23 lata i chciałem grać. Poprosiłem o wypożyczenie. Mogłem zostać, ale wybrałem grę w piłkę nożną.
— Po powrocie do „Dynamo” od razu przeszedłeś do „Metalista”. Z tobą rozwiązano kontrakt?
— Nie, „Metalist” mnie odkupił.
— Jaką kwotę za ciebie zapłacili?
— Około dwóch milionów dolarów.
Dmytro Wienkow