Teraz już były główny trener „Minaja” Željko Ljubenović skomentował swoje odejście z tego klubu, o którym wczoraj zostało ogłoszone oficjalnie.

— Željko, wasza współpraca z „Minajem” dobiegła końca. Zostajecie przy swoim, że to należało zrobić wcześniej?
— O tym już nigdy się nie dowiemy. (Uśmiecha się).
— Kiedy poinformowano was o decyzji o rozwiązaniu kontraktu?
— W poniedziałek przez telefon wszystko ustaliliśmy, a następnego dnia przyjechałem do Użgorodu.
— Udało się spotkać z prezydentem „Minaja”, podczas gdy byliście na Ukrainie?
— Niestety, nie udało się. Waleryj Iwanowicz [Peresoljak] cały czas był ze mną w kontakcie. Z kierownictwem „Minaja” i piłkarzami rozstaliśmy się w dobrych stosunkach. Oni też próbują mi pomóc znaleźć nowy zespół. Rozstajemy się na pozytywnej nucie.
— Czy udało się pożegnać z piłkarzami?
— Pożegnałem się ze wszystkimi.
— W naszych mediach można było spotkać wiadomość, że rzekomo ganiłeś piłkarzy „Minaja” za to, że niepowodzenia w Pierwszej Lidze rzucają cień na twoją reputację. Czy to miało miejsce?
— To całkowita nieprawda. Mogą to potwierdzić zawodnicy, z którymi pracowałem. Dla mnie zawsze na pierwszym miejscu była drużyna. Siebie stawiam na dalszym planie.
— Czy w czasie urlopu przemyślałeś coś dla siebie w sytuacji, w której się znalazłeś ty i „Minaj”?
— Uważam, że spędziłem udany rok, zdobywając pierwsze doświadczenie pracy jako główny trener. Były momenty wzlotów i upadków, ale najważniejsze jest wyciągać wnioski z tego i iść do przodu.
— Zdążyłeś pracować w UPL i Pierwszej Lidze. Czy zauważyłeś różnice między obiema ligami?
— Moim zdaniem wojna nie pozwala drużynom obu lig w pełni się rozkręcić. Sama sytuacja napięta i nie pozwala piłkarzom, funkcjonariuszom rozwinąć swoich możliwości. Mam nadzieję, że wszystko wkrótce się skończy, wszyscy odetchną i piłka nożna w Ukrainie będzie kwitnąć.
— Jako trener pokazałeś się jako odkrywca talentów. Wiele osób pomogłeś na nowo rozkręcić kariery, a ktoś inny zaistniał w dużej piłce.
— Nie chcę się sam chwalić. Fakty mówią same za siebie. Cieszę się z każdego, są w stałym kontakcie i są mi wdzięczni.
Zawsze musi być balans. Postawiliśmy na młodzież, ale bez doświadczonych piłkarzy nie będzie przedsięwzięć. Wszyscy odradzali mi zapraszania Wakuli z jego tłem. Cieszę się, że Władek mógł odnaleźć siebie i zrobić krok naprzód.
— Czy wiadomość o pożegnaniu z „Minajem” wzbudziła w Tobie zainteresowanie?
— Nikt się do mnie nie zwrócił. Powtórzę, że jedyną opcją odejścia [z „Minaja”], która była dla mnie dostępna — to „Inhułec”.
— Wracasz do Serbii?
— Tak. Póki będę w domu. Siedzieć z założonymi rękami — to nie moje. Pojadę na staż, aby zdobyć doświadczenie i wiedzę, które mi pomogą.
— Czy są jakieś umowy?
— Póki co mogę powiedzieć, że ciekawie obserwować pracę kolegów w kraju. W ostatnim czasie [w Serbii] zbudowano wiele boisk piłkarskich, wzrosła infrastruktura. Szybkość myślenia piłkarzy, pomysły trenerskie są na poziomie. Jeśli wcześniej wszystkie małe kluby sprzedawały najlepszych do „Crvenej Zvezdy” lub „Partizana”, to teraz — bezpośrednio piłkarzy do Europy. To wszystko jest dla mnie bardzo interesujące, ponieważ długo nie mieszkałem w Serbii.
Ołeksandr Karpenko