Znany dziennikarz Mykoła Neseniuk skomentował wynik pierwszego meczu rundy kwalifikacyjnej Ligi Mistrzów pomiędzy Dynamem a Fenerbahce.
„Osobiście spodziewałem się dużo gorszego. Jest to przypadek, w którym dobrze jest się mylić. Napompowany milionami transferów klub ze Stambułu nie okazał się tak silny, jak się początkowo wydawało. „Dynamo”, które od zeszłego sezonu straciło dwóch zawodników z głównej drużyny i nie rozegrało ani jednego oficjalnego meczu od grudnia ubiegłego roku, dość spokojnie odpierało ataki „zestrzelonych pilotów” prowadzonych przez niegdyś słynną Walencję. Zadanie było ustawione, aby nie przegapić i zostało wykonane.
Czy mogło być lepiej? Po meczu wszyscy siedzieli w szatni w ciszy – byli niezadowoleni z remisu z Fenerbahce. A to budzi nadzieję – oznacza to, że zespół nie zrobił tego, co mógł, a sami chłopaki to rozumieją.
Nie możemy zobaczyć siebie z boku. Dlatego nie podzielam rozczarowania piłkarzy i trenerów Dynama. Bo w rzeczywistości żaden z graczy zespołu nie dodał w porównaniu do zeszłego roku. Już. Brak praktyki gry w tym składzie jest oczywisty. Prawdziwy, a nie ten w towarzyskich meczach charytatywnych. I dlatego wynik nie uważam za niezadowalający. W Stambule szanse będą takie same jak w Łodzi. To będzie ciężki mecz za tydzień. Ale teraz wiemy już, kim jest Fenerbahce. Oprócz dyscypliny gry i ogromnego poświęcenia, które widzieliśmy w Łodzi, Dynamo będzie potrzebowało trochę szczęścia, aby odnieść sukces.
Atmosfera wokół meczu nie była taka jak zwykle. Dwa tysiące Turków, których w Łodzi było bardzo dużo, plus dwa razy więcej Ukraińców, nie było „kibicami”. Podobnie było z Polakami, którzy stanowili około jednej czwartej widowni. Dlatego na trybunach i wokół areny wszystko było bardzo przyjazne. Lubiłam. Przynajmniej dlatego, że pozwoliło zapomnieć o wojnie na dwie godziny. Niestety tylko na dwie godziny...” napisał Nesenyuk na swojej stronie na Facebooku.