Były bramkarz "Dynamo", były prezes PFL Światosław Syrota opowiedział o swoich wojennych doświadczeniach.
„Nie służyłem i zawsze byłem cywilem. Adaptacja mija bardzo szybko po pierwszych „przybyciach” i pierwszych atakach. Z karabinem maszynowym i inną bronią natychmiast zaprzyjaźnisz się. Nie zajmuje to dużo czasu. Jeśli chcesz żyć, szybko się nauczysz.
Chłopaki, którzy walczą od 2014 roku, mówią, że to się nigdy nie zdarzyło w historii – nawet podczas II wojny światowej. Zwiększyła się liczba artylerii. Nawet teraz wojna też się zmieniła. Naszym zadaniem była obrona, a teraz atakujemy. To są różne zadania.
Wszystko było dla nas proste: jak najwięcej ukryć przed ostrzałem artyleryjskim i pozostać przy życiu. Cóż, walcz i kop. To jest to. Wszyscy wojskowi wiedzą, że najważniejsze jest umieć kopać, kopać i kopać, bo tylko pod ziemią można przeżyć.
Wiele osób uważa, że armia to coś tak romantycznego. Przede wszystkim jest to coś pragmatycznego i brudnego. Myjesz się raz w tygodniu, a czasem raz na dwa tygodnie. Nie ma w tym nic romantycznego. To bardzo ciężka praca. Ale warto, bo dzięki temu ludzie z tyłu są w stanie żyć normalnie” – powiedział Sirota.