Były zawodnik "Karpatu" i "Bukowiny" Jurij Gij dzielił się z Drużyna 1 wrażenia z meczu AEK-Dynamo (3:3).
— Niestety, występu podopiecznych Mircei Lucescu nie można nazwać inaczej niż porażką. Wydawało się, że przynajmniej w meczu z AEK, który nigdy nie zgarnął gwiazd z nieba, Kijowanie zademonstrują wszystkie swoje umiejętności i osiągną pozytywny wynik, co dało nadzieję na wiosenny Puchar Europy. Ale cud się nie zdarzył, jedyne, co udało się Dynamo, to uchronić się przed porażką w doliczonym czasie gry.
— Czego najbardziej nie lubiłeś w poczynaniach kijowskich piłkarzy?
— Oskom był już wypełniony błędami dzieci podopiecznych Dynama przy własnej bramce, błędami na początkowym etapie ataków, a wczoraj goście znów wpadli na tę samą prowizję. I łatwo sobie wyobrazić, co czekałoby graczy Dynama w konfrontacji z bardziej wprawnymi visavi. Niestety liderzy znów zawiedli - Wiktor Cygankow, Serhii Sydorczuk swoim pierwszym podaniem wyhamował Ilję Zabarnego. Stąd problemy z organizacją gry.
— Ale nie tak dawno większość ekspertów twierdziła, że drużyna Dynama nie będzie miała problemów z przywództwem w UPL, z dostaniem się do play-offów Ligi Europy...
- To nie stało się zgodnie z oczekiwaniami. Wydaje się, że w mechanizmie „Dynamo” po jego wyeliminowaniu z Ligi Mistrzów doszło do poważnej awarii. Wydaje się, że nie wszystko jest w porządku z mikroklimatem w zespole, pojawiają się oznaki i częste długie ruchy, które nie pozwalają na prawidłową regenerację i trening. Stąd problemy z treningiem fizycznym. Dynamo również nie zakończyło swojej pracy na rynku transferowym. Dlatego w końcu skończyliśmy blisko zepsutych nocy. Choć oczywiście dokładna analiza przyczyn niepowodzenia Dynama jest jeszcze przed nami.
Wasyl Mychajłow