O walce wśród outsiderów obecnych mistrzostw Ukrainy mówił znany dziennikarz Mykola Nesenyuk.
"Za centralny mecz obecnej rundy piłkarskich mistrzostw uważam spotkanie Metalistu ze Lwowem, które odbędzie się w niedzielę w Użhorodzie, a które nie będzie wymagało żadnych opłat dla nadawcy. Tej samej, która kilka dni temu ogłosiła, że przestaje transmitować mistrzostwa Ukrainy, a w rzeczywistości nadal pobiera od widzów opłaty za ich oglądanie. I tak dalej...
Dlaczego upieram się przy szczególnym znaczeniu dzisiejszego meczu dwóch ostatnich uczestników mistrzostw? Bo od tego meczu zależy, czy w ostatnich pięciu meczach Metalista i Lwowa w tym sezonie będzie toczyć się sportowa walka, czy też odwrotnie - drużyny zrezygnują z prób nie zdegradowania na zasadach sportowych i oddadzą swoje piętnaście punktów przeciwnikom, stawiając tych, którzy ich nie ograli, w lepszej sytuacji niż tych, którzy zdobyli z nimi punkty w realnej walce.
Proszę nie myśleć, że kogokolwiek o coś oskarżam lub podejrzewam. Po prostu doświadczenie i pamięć mówią mi, że wszystkie drużyny, które straciły szanse na utrzymanie się w lidze jakoś natychmiast przestają zdobywać punkty. Oczywiście przed każdym meczem publicznie ślubują, że dadzą z siebie wszystko, aby wygrać lub przynajmniej nie przegrać.
Ale jakoś okazuje się, że jednak przegrywają. Przegrywają z tymi, którzy tych punktów potrzebują. Teoretycznie zarówno Metalist, jak i Lwów mogą jeszcze uczepić się zbawiennego czternastego miejsca. Dlaczego nie? Obie drużyny grały już z pretendentami do wysokich miejsc, a reszta rywali nie wygląda na silniejszych. Czy jednak będą walczyć, zamiast rozdawać punkty wszystkim? Bardzo chcę wierzyć, że tak. Są jednak pewne przeszkody w tym procesie.
Przede wszystkim jest to najnowsza historia tych drużyn. Skąd się wzięły i jak trafiły do ligi najsilniejszych. Pod tym względem Metalist i Lwów są bardzo podobne. Bo obecny Metalist to nie ten Metalist, który kiedyś zniknął z horyzontu nie spłacając wielomilionowych długów z tytułu "białych" kontraktów zarejestrowanych w UEFA, ale Metal Charków, którego nazwę zmieniono dwa lata temu.
Podobnie obecny Lwów to nie trzy drużyny, które od początku lat dziewięćdziesiątych grały w różnych ligach, ale przemianowany Veres z Równego. Ten sam pierwszy "ludowy klub" na Ukrainie, który zniknął po tym, jak były lwowiak Kopytko okazał się "ludem" i łatwo i naturalnie zmienił Veres na Lwów.
Tak więc ani Metalist, ani Lwów nie wywalczyły sobie miejsca w lidze poprzez sport. Każdy na swój sposób, ale mamy fakt, wraz ze zrozumieniem, że co przyszło łatwo, równie łatwo pójdzie. A po tym, jak założyciel obecnego Metalista poszedł za przykładem Kopytko, którego przez prawie dziesięć lat nikt nie widział ani na żywo, ani w telewizji, i również stał się niewidzialnym człowiekiem, wszystko się połączyło. Dlaczego obaj niewidzialni mężczyźni mieliby wydawać mnóstwo pieniędzy na "kluby piłkarskie", które nikomu oprócz nich nie są potrzebne? I proszę mi nie mówić o "wyprzedażach" w Charkowie na pierwszych meczach ligowych. Przed wojną ludzie tam zawsze posłusznie chodzili tam, gdzie kazała im lokalna władza.
Nie ma wątpliwości, że po prawdopodobnym spadku zarówno Metalist jak i Lwów znikną bez śladu. Nie jest to zresztą pierwszy raz, kiedy to robią. Ale jest jeszcze jedna opcja, choć niemal fantastyczna: obie drużyny zbierają wszystkie siły i wolę i wygrywają pozostałe mecze, zachowując tym samym miejsce w mistrzostwach. Są w stanie to zrobić!
Jeśli tak się stanie, drużyny mogą mieć kibiców, którzy będą pod wrażeniem bezinteresownej gry i woli zwycięstwa.
Bo istnienie z jednym kibicem jest ryzykowne. Zwłaszcza gdy jest gdzieś daleko za granicą i nie wykazuje żadnych oznak życia publicznego - napisał Neseniuk na swoim Facebooku.