Były ukraiński napastnik Ivan Getsko przeanalizował mecz Dynama Kijów w Stambule.
- Pierwszy mecz tych rywali w Bukareszcie dał powody do nadziei, że pomimo rozczarowującej porażki 2-3, nie wszystko jest stracone dla drużyny z Kijowa. Ale już w debiucie wydawało się, że nawet drużyna z Kijowa nie wierzy, że może zemścić się w Stambule.
- Co chciałeś przez to powiedzieć?
- Dynamo potrzebowało szybkiego gola, aby przywrócić intrygę. A skąd miałby się on wziąć, skoro goście od pierwszych minut myśleli tylko o tym, by nie stracić bramki. Doskonale rozumiem, że niepewne tyły wywierają dużą presję psychologiczną, ale musieliśmy wykazać się wytrwałością w selekcji, intensywnością i skupieniem na bramce przeciwnika, zamiast polegać na jego błędach po długich podaniach z własnej połowy boiska.
W końcu, czy Kijów zasłużył na lepszy los, skoro trafił do bramki tylko raz, podczas gdy przeciwnik, który był zadowolony z remisu, oddał aż siedem celnych strzałów.
- Podczas gdy wszyscy przyzwyczaili się do błędów kijowskiej obrony i bezzębności napastników, wczoraj naszym pomocnikom również brakowało kreatywności.
- Można to tłumaczyć tym, że Shaparenko po poważnej kontuzji nie odzyska już sprawności bojowej, a jest on jedynym spośród piłkarzy Kijowa, który potrafi niekonwencjonalnie zagrać w środku pola, podać niecelnie. Doczekaliśmy się.
- Myślisz, że po kolejnej porażce Dynama w europejskich rozgrywkach nie wyciągnie ono wniosków organizacyjnych?
- Na miejscu Mircei Lucescu już dawno podałbym się do dymisji z własnej inicjatywy. W końcu Dynamo degraduje się pod jego wodzą. Ale z jakiegoś powodu zarząd klubu jest zadowolony z takiego stanu rzeczy. Z drugiej strony rumuński specjalista przyzwyczaił nas do tego, że wcześniej nie miał problemów z zapraszaniem wykwalifikowanych legionistów. W Dynamie tak nie jest, a poleganie na własnych wychowankach nie popłaca nawet na arenie krajowej, gdzie z jednego z gigantów zrobił się zwykły pomocnik, którego nikt się nie boi. Takie są realia.