Pavlo Orikhovskyi, były pomocnik Dynama, a obecnie lider Kolos, opowiedział o swojej karierze piłkarskiej.
- Pavlo, Kolos jest obecnie blisko strefy europejskich pucharów w klasyfikacji UPL. Czy zarząd klubu postawił przed drużyną jakieś konkretne zadanie na ten sezon?
- Oczywiście naszym priorytetem jest zakwalifikowanie się do europejskich rozgrywek. W tym sezonie mieliśmy wiele remisów, które pokazują, że nie chcemy z nikim przegrywać. Jest chęć wygrywania kolejnych meczów, ale nie zawsze się to udaje.
- Kolos ma w swoim składzie wielu kreatywnych zawodników w ataku, ale nie demonstruje skutecznej gry. Z czego to wynika?
- Mamy dobry atak. Po prostu nie wykorzystujemy w pełni swoich szans, czasami przeciwnik potrafi zagrać niewygodny dla nas futbol, czasami podejmujemy złe decyzje. To kombinacja różnych czynników. Widzimy to i chcemy się poprawić. Będzie obóz treningowy, na którym powinniśmy zwrócić uwagę na ten element gry.
- W twojej drużynie jest wielu byłych zawodników Dynama, które obecnie cierpi na braki kadrowe na niektórych pozycjach. Czy uważasz, że było zbyt wcześnie, aby Kijów pożegnał się z Mykytą Burdą?
- Zawsze uważałem i nadal uważam Mykyty za bardzo silnego obrońcę. Owszem, w ostatnich latach nękały go ciągłe kontuzje. Ma jednak wiele zalet. Dobrze czyta grę, rozpoczyna ataki, ma dobry pierwszy kontakt i podanie, jest zręczny w powietrzu i w obronie. Mogę tak wymieniać w nieskończoność. Nie rozumiem, dlaczego nie został w Dynamie. Może były jakieś pułapki, może było nieporozumienie ze sztabem trenerskim.
- Czy Burda przydałby się dzisiejszemu Dynamu?
- Oczywiście, że tak. Pomógłby drużynie. Burda to obrońca na wysokim poziomie.
- Jesienią z Dynama odszedł wieloletni kapitan i lider drużyny Serhii Sydorchuk, który podobnie jak ty jest środkowym pomocnikiem. Czy myślałeś o teoretycznym powrocie do biało-niebieskich barw?
- Mam ważny kontrakt z Kolosem. Mam tutaj dobre relacje z całą drużyną, sztabem trenerskim i zarządem. Wszystko mi odpowiada, jestem szczęśliwy.
Gdybym miał konkretną ofertę z Dynama, mógłbym o tym pomyśleć. Ale takiej nie ma, więc nie ma o czym mówić".
- Teraz proponuję porozmawiać o początkach Twojej kariery. Gdzie i jak stawiałeś pierwsze kroki w piłce nożnej?
- Na początku grałem na podwórku, po prostu chciałem być z piłką. Potem, w wieku dziewięciu czy dziesięciu lat, zacząłem chodzić na treningi do szkółki Spartaka w Żytomierzu. Zbieraliśmy się na tamtejszym stadionie. Nie mogę powiedzieć, że jakiekolwiek moje cechy zostały tam ukształtowane. To była raczej dziecinna zabawa. Chociaż chodziliśmy na różne dziecięce turnieje, takie jak Leather Ball i tym podobne.
- Na poważniejszym poziomie zacząłeś grać w drużynie BRW-BIK z miasta Wołodymyr w obwodzie wołyńskim.
- Tak, w wieku 13 lat przeprowadziłem się do Włodzimierza, gdzie grałem na poziomie DUFL.
Wcześniej zostałem zauważony przez selekcjonerów Szachtara i zaproszony na pokaz. Nie dostałem się do drużyny, ale przedstawiciele Szachtara utrzymywali kontakt z Viktorem Muntyanem, który trenował BRW-BIK. Zaproponowali mu, by mnie obserwował i tak do niego trafiłem.
Jestem bardzo wdzięczny Munteanowi, to świetny trener. Dał mi takie wskazówki w tym wieku, które były zrozumiałe i popchnęły mnie do przodu.
- W 2010 roku dołączyłeś do Dynama. Jak poszło?
- BRW-BIK i ja dobrze spisaliśmy się w DUFLU i dotarliśmy do finału, po którym selekcjonerzy zaprosili mnie do Dynama, a Wasyla Standera do Szachtara.
Razem z rodzicami przyjechaliśmy do Kijowa, obejrzeliśmy wszystko i oczywiście spodobało nam się. To był zupełnie inny poziom pod każdym względem. Zostałem w Dynamie.
- Jakie było Twoje pierwsze stypendium w akademii Dynama i na co je przeznaczyłeś?
- Jeśli się nie mylę, pierwsze stypendium wynosiło 86 lub 87 hrywien. Wydałem je na jakieś gadżety. Miałem wtedy 14 lub 15 lat.
- Akademia Dynama tradycyjnie była domem dla jednych z najbardziej obiecujących młodych graczy na Ukrainie. Kto obok ciebie był największym talentem, który się nie rozwinął?
- Prawdopodobnie Sasha Kukankov. Nie wiem, czy teraz gra. Był bardzo utalentowany i obiecujący. Zdobywał wiele bramek w każdym meczu. W tamtym czasie miał niesamowitą antropometrię i technikę. Czasami radził sobie w nierealnie trudnych sytuacjach. Jeśli nie wiedziałeś, co zrobić z piłką, mogłeś podać do Kukankova, a on rozwiązałby sytuację.
- A może ktoś wręcz przeciwnie, mile zaskoczył cię swoimi postępami na przestrzeni lat?
- Jestem bardzo szczęśliwy z powodu Denysa Norenkova, który gra w LNZ. Przez długi czas dzieliliśmy pokój. Wydaje się, że przejście z piłki młodzieżowej do dorosłej było dla niego trudniejsze. Pamiętam, jak spadł z Dynama U-19, a potem grał w drugiej lidze. Z czasem jednak Norenkovowi udało się zostać dobrym piłkarzem. Grał dla Chornomorets, a dziś gra na poziomie UPL. Myślę, że to świetny facet. Nie poddał się i dzięki swojemu pragnieniu osiągnął najwyższy poziom jak na ukraińskie standardy. To dobry człowiek.
- Kto był najszybszym zawodnikiem w akademii Dynama w twoim wieku?
- Był nim Jewhen Szewczenko. Byliśmy w tym samym wieku, ale wtedy wydawało się, że jest o 40 centymetrów wyższy od wszystkich. Jego jeden krok był jak moje trzy. Można powiedzieć, że prowadził nas do tyłu.
- W 2015 roku dołączyłeś do podwójnej drużyny Dynama, skąd stopniowo zacząłeś angażować się w treningi i mecze pierwszej drużyny. Kto z tego gwiazdorskiego zespołu zrobił na tobie największe wrażenie?
- W tamtym czasie w drużynie było wielu zagranicznych legionistów: Demercy Mbokani, Jermain Lens, Miguel Veloso, Domagoj Vida. Wśród Ukraińców wyróżniali się Andrij Jarmołenko, Jewhen Chaczeridi, Jewhen Makarenko, Serhij Rybałka.
- Kto dla ciebie osobiście był numerem jeden?
- Prawdopodobnie Jarmołenko. Był liderem, do którego wielu ludzi chciało się upodobnić. Co więcej, Jarmołenko, w przeciwieństwie do legionistów, którzy zostali sprowadzeni na dużych kontraktach, naprawdę przeszedł długą drogę w Dynamie i swoją pracą zapracował na swój status.
- Kto zrobił na tobie większe wrażenie swoimi ludzkimi cechami?
- Dobrze komunikowałem się z Juniorem Moraesem i Vidyą, którzy rozumieli trochę ukraiński. Zawsze pomagali mi jako młodemu piłkarzowi i traktowali mnie ciepło. Bardzo dobrzy ludzie i świetni profesjonaliści.
- Kto mógł dać ci największego kopa w spodnie?
- Prawdopodobnie Vicente Gomez. Był bardzo wymagający. Potrafił mnie zarówno ochrzanić, jak i pochwalić. Jest niesamowitym trenerem. I jest dobrym człowiekiem. Jest silny w analityce, zrozumieniu gry i umiejętności ustawienia drużyny. Ten człowiek wiele mi dał.
- Jak wyglądała dyscyplina w zespole? Czy ktoś mógł się spóźnić?
- Osobiście nigdy się nie spóźniłem. Nie pamiętam tego również w przypadku innych. Jedyną rzeczą jest to, że Khacheridi lubił przychodzić tuż przed wyjazdem lub przed rozpoczęciem teorii, ale zawsze robił to na czas. Raz byliśmy w Lizbonie i musieliśmy opuścić hotel na mecz 0-1 z Benficą w Lidze Mistrzów. Xheridi przyszedł do autobusu zaledwie 30 sekund przed naszym wyjazdem na stadion.
- Jak układała ci się współpraca z ówczesnym trenerem Dynama Serhijem Rebrowem?
- Mieliśmy normalne relacje zawodowe. Nie mogę powiedzieć, że dużo rozmawialiśmy, ale przed meczami Rebrov dzwonił do mnie i uspokajał mnie, ponieważ byłem bardzo podekscytowany. Kiedy wyszedłem na boisko, by zagrać w pierwszej drużynie u boku takich zawodników jak Yarmolenko i Shovkovskyi, serce wyskoczyło mi z piersi.
Mam pozytywne nastawienie do Rebrowa. To świetny trener. Wygrał wszystko na Ukrainie i zbudował Dynamo, które było silniejsze niż bardzo potężny w tamtym czasie Szachtar.
- Asystentem Rebrowa był hiszpański specjalista Raul Riancho, który zawsze zachowywał się dość odważnie w obszarze technicznym. Krążyły plotki, że posadził głównego trenera przed zawodnikami i zarządem. Czy to prawda?
- Nie, to nieprawda. Myślę, że wszyscy zawsze wiedzieli i rozumieli, że Rebrov jest numerem jeden w klubie. Nie było to nawet dyskutowane. Raul pomógł i wniósł wiele, ale to wszystko.
- Rozegrałeś siedem meczów w pierwszej drużynie Dynama. Jak myślisz, dlaczego nie udało ci się zagrać więcej?
- W tamtym czasie w drużynie była duża konkurencja. Ciężko było się przebić. Może musiałem ciężej pracować. Jestem wdzięczny za czas spędzony w Dynamie, to był wspaniały okres w mojej karierze.
- Po tym, jak latem 2017 roku Rebrowa zastąpił Ołeksandr Hatskewicz, zacząłeś udawać się na wypożyczenia. Czy nowy trener nie widział cię w drużynie?
- Podczas wakacji okazało się, że Rebrov i Vicente opuszczają klub, a na czele nowego sztabu trenerskiego stanie Khatskevich. Nie było mnie na liście zawodników, którzy mieli pojechać na zgrupowanie. Tak wszystko się dla mnie skończyło w Dynamie. Nie ma o czym mówić.
Ja, Oleksandr Tymchyk, Bohdan Mykhailychenko, Maksym Kazakov, Oleksiy Shchebetun i kilku innych chłopaków, którzy byli w pierwszej drużynie, pojechaliśmy trenować z drugą drużyną i w tym samym czasie szukaliśmy opcji wypożyczenia.
- Żałujesz tej sytuacji?
- Uważam, że należało dać nam szansę i przynajmniej zabrać na obóz treningowy, aby sztab trenerski mógł nas zobaczyć. Szkoda, że tak się stało. Nie mieliśmy nawet okazji się pokazać.
Szanuję jednak decyzję, która została podjęta. Teraz jest już po wszystkim. Musimy odwrócić bieg wydarzeń.
- Twoim pierwszym wypożyczeniem był Chornomorets, gdzie spędziłeś sezon. Jak oceniasz ten okres dla siebie?
- To była moja pierwsza dorosła drużyna. Zdobyłem doświadczenie, które mogę zaliczyć na swoje konto.
- Czego brakowało drużynie, aby utrzymać się w UPL?
- Było wiele różnych problemów. Zmiany w drużynie i zarządzie miały negatywny wpływ. Chociaż płacono nam na czas.
- Co było głównym problemem?
- Nie chcę się w to zbytnio zagłębiać.
- Mimo wszystko, Chornomorets walczył o przetrwanie w tamtym sezonie do samego końca i spadł dopiero po pojedynku z FC Poltava (1-0, 0-3). Czy ta drużyna była naprawdę silniejsza?
- Taka jest piłka nożna. Pokonaliśmy ich w pierwszym meczu. W drugim meczu przeciwnik całkowicie nas ograł, nie ma co ukrywać. Byli lepsi i strzelali piękne bramki.
- Twoim kolejnym klubem był Arsenal Kijów. Jak się tam dostałeś?
- Po powrocie z wypożyczenia w Chornomorets wróciłem do Kijowa i rozmawiałem z Rezo Chokhonelidze o tym, co robić. Chciałem rozwiązać kontrakt z Dynamem, ale klub nie chciał mnie puścić.
Pojechałem na kilka dni na Słowację, aby obejrzeć Spartak Trnava. Ten zespół był aktualnym mistrzem, ale poziom zawodników był tam znacznie niższy niż w Chornomorets, który spadł z UPL. Klub miał dobrą bazę i stadion, ale z powodu słabego składu postanowiłem tam nie zostawać.
Wtedy Dynamo zaproponowało mi Arsenal. Praca pod wodzą Fabrizio Ravanelliego stała się interesująca i zgodziłem się.
- Jakie są Twoje wspomnienia z pracy z tym włoskim specjalistą?
- Nie mieliśmy prawie żadnych wyników, ale z jego podejściem myślę, że by przyszły. Mieliśmy dobre relacje. Ravanelli szanował pracę swoich zawodników, traktował wszystkich sprawiedliwie. Grali ci, którzy dobrze trenowali. Nikt z góry nigdy nie mówił mu, kto ma grać, a kto nie. Miał własne zdanie. Ogólnie okres pracy sztabu trenerskiego Ravanellego w Arsenalu był pozytywny.
Problem tkwił w zarządzaniu klubem. Nie było jasne, kto jest prezesem. Zawodnicy i trenerzy byli traktowani w nieodpowiedni sposób. Wszystko to razem doprowadziło do spadku drużyny z UPL.
- Jaki jest najbardziej rażący przypadek nieprofesjonalizmu, jaki pamiętasz?
- Otrzymałem maksymalnie dwie lub trzy pensje w sezonie. I to pomimo faktu, że były one bardzo małe. Musiałem niemal błagać o pieniądze, żeby chociaż coś dostać. W tym samym czasie menedżerowie robili przed nami znak krzyża i mówili, że jutro wszystko będzie dobrze. Następnie wyłączali telefony i nie odbierali połączeń. W ten sposób wciąż dają nam pieniądze.
- Czy masz jeszcze jakieś szanse na odzyskanie pieniędzy?
- Nie liczę na te pieniądze, Bóg jest ich sędzią. Nie chcę używać wulgarnego języka o tych ludziach.
- Obserwowałeś, jak Mychajło Mudryk stawiał pierwsze kroki w dorosłym futbolu w Arsenalu. Jakie masz wspomnienia z gry z nim?
- To było dziecko z niesamowitym talentem. Mudryk ciężko pracował nad sobą po treningach. W tamtym czasie było mu ciężko w drużynie, ponieważ grał w piłkę. To znaczy nie dla pieniędzy czy nazwiska, ale po prostu grając piękny futbol. Brawo dla niego, że z czasem osiągnął ten poziom.
- Czy starsi partnerzy bardzo się denerwowali, gdy Mudryk próbował sam pokonać całą drużynę przeciwną?
- Oczywiście, że tak. Nie tylko seniorzy, ale wszyscy w drużynie byli przerażeni. Były momenty, w których podnosił piłkę, biegł na wszystkich i tracił ją raz za razem. Drużyna musiała wtedy odebrać mu piłkę na bardzo długi czas, to było trudne.
Być może jednak ten okres był dobry dla Mudryka. Został gdzieś przesunięty, wyciągnął wnioski i teraz gra na najwyższym poziomie.
- Teraz chciałbym porozmawiać o Kolosie, głównej drużynie w Twojej dotychczasowej karierze. Jak się tam dostałeś?
- Ta opcja przyszła do mnie po powrocie z wypożyczenia w Arsenalu. Strony doszły do porozumienia i Dynamo pozwoliło mi odejść, z czego byłem bardzo zadowolony. Kiedy przychodzisz do drużyny na kontrakt, a nie na wypożyczenie, to zupełnie inne uczucie.
Na początku przyjechałem do Kolos na oglądanie, Ruslan Kostyshyn spojrzał na mnie, porozmawialiśmy i podpisaliśmy umowę.
- Już w pierwszym sezonie po dołączeniu do UPL Kolos awansował do europejskich rozgrywek. Jak stało się to możliwe?
- Wcześniej grałem dla Arsenalu, więc sytuacja była diametralnie inna: podejście zarządu, sztabu, relacje w zespole, praca na boisku... To wszystko zaowocowało.
- Spodziewałeś się takiego wyniku?
- Zawsze oczekuje się najlepszego. Kiedy wygrywasz z meczu na mecz, zdajesz sobie sprawę, że możesz rywalizować z silnymi drużynami i masz cel. Wszystko jest możliwe. Kiedy byłem małym chłopcem, marzyłem tylko o grze dla Dynama, a potem grałem w Lidze Mistrzów.
- W ostatniej kolejce sezonu zasadniczego UPL 2019/20 niezmotywowany Kolos odniósł pierwsze i jak dotąd jedyne zwycięstwo nad Dynamem (2:0). Czy zdawałeś sobie sprawę, że możesz pozbawić Kijów srebrnych medali?
- Nie było meczów, do których byśmy się nie przygotowywali. To jest nasza praca, nasze życie. Tak, nie mieliśmy motywacji turniejowej, ale nie wyszliśmy na boisko tylko po to, by zrobić numer.
- Czy pokonanie Dynama po odejściu z klubu było dla ciebie ważne?
- Nie mogę powiedzieć, że było to dla mnie coś wyjątkowego. No, może tylko trochę. Cieszyłem się ze zwycięstwa Kolosa. Nie miałem i nie mam żadnych pretensji do Dynama.
- Nie byłeś rozczarowany po meczu, że Zorya nie pokonała Desny (1-1) w równoległym meczu i nie wyprzedziła Kijowa w tabeli?
- Tak się złożyło, że w tamtym sezonie dwie drużyny zajmowały drugie miejsce aż do ostatniej kolejki. Tak się po prostu stało. Daliśmy z siebie wszystko.
- W play-offach o prawo gry w europejskich rozgrywkach pokonaliście Dnipro-1 (4-1) i Mariupol (1-0). Który z tych meczów był trudniejszy?
- "Dnipro-1 było dla nas łatwiejsze dzięki dwóm szybko strzelonym bramkom. Kontrolowaliśmy tam grę.
Trudniej było z Mariupolem w finale. Ten mecz był podsumowaniem pracy całego zespołu przez cały rok. Marzeniem prezesa i wielu zawodników była gra w europejskich pucharach. Dzięki Bogu, udało nam się to osiągnąć.
- W kwalifikacjach do Ligi Europy w następnym sezonie pokonaliście Aris 2-1 i przegraliście z Rijeką 0-2. Martwiliście się o spadek?
- Przechodziliśmy z meczu na mecz. Przejście Arisu dostarczyło nam niesamowitych emocji.
Porażka z Rijeką była bolesna. Przegraliśmy w piłce wodnej, bo trudno to nazwać piłką nożną. Deszcz zalał boisko. Piłka w ogóle się nie poruszała. Sytuacja była gorsza niż w niedawnym meczu Minaj z Vorsklą (0:0).
Mieliśmy szanse, by strzelić gola przeciwko Rijece i przejść dalej. Pamiętam, że Zhenya Selezniov mógł strzelić gola z zaledwie kilku metrów w 90. minucie. Piłka nożna jest interesująca, ponieważ są wzloty i upadki, zwycięstwa i porażki. Czujesz smutek przez kilka dni, a potem zdajesz sobie sprawę, że musisz iść dalej i dążyć do ponownego osiągnięcia tego poziomu.
- Czy Kolos był wtedy gotowy na fazę grupową?
- Dlaczego nie? Rijeka, która nie grała lepiej od nas, pokonała Kopenhagę (1-0).
- Jak gwiazda Selezniov zachowywał się w drużynie?
- Nie zachowywał się arogancko. Był normalnym facetem. Pracował tak ciężko, jak tylko mógł.
- Jaka historia wydarzyła się między Selezniovem a Kostyshynem podczas zimowego obozu treningowego, po którym napastnik został wyrzucony z drużyny?
- To pytanie nie jest na miejscu. O to trzeba zapytać Selezniova i Kostyshyna.
- Pod koniec sezonu 2020/21 niespodziewanie przeniosłeś się z Kolos do Rukh, mimo że drużyna z Kovalivki zakwalifikowała się do europejskich pucharów po raz drugi z rzędu, a ty regularnie ćwiczyłeś grę. Dlaczego podjąłeś taką decyzję?
- To trudne pytanie. Było kilka momentów, które sprawiły, że postanowiłem coś zmienić. Byłem zainteresowany spróbowaniem swoich sił w Rukh, chociaż prowadziłem rozmowy z innymi drużynami.
- Kto zaprosił cię do Rukh?
- Przed transferem rozmawiałem z Hryhorijem Kozłowskim i Ihorem Dedyszynem. Główny trener Ivan Fedyk również był mną zainteresowany i widział mnie w drużynie.
- Dlaczego nie wyszło ci we Lwowie?
- Fedyk pracował tylko przez pierwsze dwie rundy, potem przyszedł Leonid Kuchuk. I na tym się skończyło.
- Nie układało się?
- Jestem za szczerymi relacjami w drużynie, bez żadnych podtekstów. To, co działo się wtedy w drużynie, było dla mnie osobiście nie do przyjęcia. Muszą być jakieś wartości i relacje międzyludzkie, a potem cała reszta. Nie chcę się w to zagłębiać. Każdy, kto był wtedy w Rukh, zrozumie mnie.
Być może moje kontuzje również miały negatywny wpływ. Przez długi czas nie mogłem dojść do siebie po kontuzji. Potem miałem trudny czas z "koroną". To nie poprawiło mojego nastroju.
- Kiedy zdałeś sobie sprawę, że nadszedł czas na powrót do Kovalivki?
- Kiedy Kuchuk trochę potrenował, wtedy zdałem sobie z tego sprawę.
- Poprosiłeś o powrót?
- Tak naprawdę nie prosiłem. Po prostu rozmawiałem z chłopakami z Kolos, oni wiedzieli o mojej sytuacji i oddzwonili do mnie. Potem zacząłem rozmawiać z Yaroslavem Vyshniakiem, który również chciał mnie z powrotem. Doszliśmy do porozumienia.
- Czy Rukh łatwo pozwolił ci odejść?
- Miałem dobrą komunikację z całym zarządem. Chcieli mnie zatrzymać, ale poprosiłem o odejście. Nie mogłem dłużej zostać w drużynie z powodu tego, co się tam działo.
- Masz doświadczenie w grze dla różnych młodzieżowych reprezentacji Ukrainy. W sumie rozegrałeś pięć meczów w niebiesko-żółtej koszulce. Jak myślisz, czego brakowało, by częściej występować w reprezentacji?
- Ciężko powiedzieć. Nie zastanawiałem się nad tym. Robiłem wszystko, co w mojej mocy. W Dynamie pracowałem z hiszpańskimi specjalistami, którzy wiele mi dali. Dlatego przez to, że nie byłem powoływany do reprezentacji, szczerze mówiąc niewiele straciłem.
- Obecnie w mediach pojawiają się skandale związane z naszą młodzieżą i młodzieżowymi reprezentacjami narodowymi, ponieważ niektórzy zawodnicy nie zostali powołani. Czy kiedykolwiek zwracali się do Ciebie agenci z propozycją "rozwiązania" tej kwestii?
- Osobiście nikt nigdy do mnie nie dzwonił. Może były jakieś mecze, ale nic mi o tym nie wiadomo.
- Jakie gwiazdy spotkałeś w drużynie narodowej?
- Mieliśmy silną drużynę z wieloma dobrymi zawodnikami - Ołeksandrem Zinczenko, Wiktorem Kowalenko, Mykołą Matwienko, Andrijem Boriaczukiem. Wszyscy oni grają teraz na wysokim poziomie.
- Czy Zinczenko już wtedy miał potencjał Manchesteru City i Arsenalu?
- Myślę, że tak. Zinczenko trafił do tych klubów nie przez przypadek. Jego inteligencja była zauważalna, jego głowa była jasna. Pamiętam też jego dobre cechy ludzkie.
- Na koniec o twoich planach.
- Chcę wypełnić zadanie prezesa i dostać się do strefy europejskich pucharów.
Dmytro WENKOW
тренер, в т.ч. в киевском "Динамо"...
тренер, в т.ч. в киевском "Динамо"...