Były napastnik Ukrainy Andrij Szewczenko przypomniał legendarny mecz naszej reprezentacji z Rosją, który odbył się w Moskwie w 1999 roku.
"Zakwaterowano nas w ukraińskiej ambasadzie, mieliśmy ochronę. To nie było normalne dla meczu piłki nożnej. To nie był mecz czysto piłkarski, to był mecz polityczny. Zdarzyło się to po raz pierwszy w mojej karierze.
Kiedy jechaliśmy na mecz, na nasz autobus leciały butelki od Rosjan, były różne okrzyki - niezbyt dobre. Atmosfera była bardzo napięta.
Reprezentacja Rosji miała dobry zespół, ich zawodnicy grali już w Europie i byli doświadczonymi graczami. Nie było łatwo z nimi grać. Działali przeciwko mnie osobiście. Nie dawali mi miejsca, ciągle naciskali, uderzali od tyłu. Gdy tylko miałem trochę miejsca, natychmiast byłem obalany. Od początku meczu było jasne, w co może się on przerodzić.
Nasz gol pod koniec meczu? Przed rzutem wolnym Sabo kazał mi podejść do pola karnego, ale sam zdecydowałem, że muszę strzelić. To był taki mecz, w którym ktoś musiał wziąć na siebie odpowiedzialność. I zrobiłem to. Kiedy masz takie szanse, zdajesz sobie sprawę, że w polu karnym wszystko może się zdarzyć. Musiałem trafić w bramkę - wtedy zawsze będą szanse" - powiedział Szewczenko na kanale Toronto TV na YouTube.