Oleksiy Blokha, pierwszy trener Witalija Mykolenki, obrońcy reprezentacji Ukrainy i Evertonu, opowiedział o pierwszych piłkarskich krokach zawodnika Dynama w Czerkasach i stolicy.
- Przyszedłem do siódmej klasy. Wypatrzyłem Witalija na lekcji wychowania fizycznego i zaprosiłem go do siebie. W pobliżu jest akademia pożarnicza i tam trenowaliśmy. Obserwowałem Mykolenko przez tydzień lub dwa. Jest mały, zwinny, szybki. Napisałem "super" obok jego nazwiska w magazynie. Mykolenko trenował ze mną przez trzy lata, od 8 do 11 roku życia. Jego grupa skończyła szkołę, nie mieliśmy już sali gimnastycznej w akademii strażackiej i dostaliśmy inne pole. Vitalii miał przed sobą długą drogę, więc poszedł do szkoły sportowej. Po roku czy dwóch treningów został zauważony w Kijowie, a jego ojciec zabrał go do Dynama. Za pierwszym razem się nie sprawdził, ale wzięli go po raz drugi. Od 13 roku życia Mykolenko grał dla Dynama.
Vitali to facet z temperamentem, tak zły, zarówno w życiu, jak iw piłce nożnej. W Evertonie gra teraz twardą piłkę. I zrzędzi, zrzędzi cały czas. Jest zrzędliwym facetem. Spuszcza głowę i zrzędzi. "Gryzie", trzy razy w nogi, raz w piłkę. Taka jest szkoła i taki jest jego tata. Na boisku, mówią, Vitalii jest taki, a w życiu nie jest łatwy, a w Dynamie Kijów były bójki. Kroszczenko go zatrzymał, a oni chcieli wyrzucić Mykolenkę. Powstrzymali ich, a on został. Tata pojechał, negocjował, rozwiązał sprawę. I został w Dynamie Kijów. W latach 2009-2010, kiedy uczył się u mnie, było jasne, że to facet z charakterem. Trzeba go poprowadzić we właściwym kierunku.
Ale był najmniejszy w drużynie. Z natury jest defensywnym pomocnikiem. Mógł biegać przez trzy dni z rzędu bez przerwy, był w dobrym zdrowiu. Mógł grać dwa mecze z rzędu przez półtorej połowy. Powiedziałem mu: "Vitali, odpocznij", a on odparł: "Nie jestem zmęczony, będę dalej biegał". Genetyka jest dobra" - powiedział Blokha w wywiadzie dlaUV.