Legenda Dynama i Olympiakosu, Oleg Protasov, ocenił perspektywy Romana Jaremczuka w greckim zespole.
- Olegu Valerievichu, czy byłeś zaskoczony, że Jaremczuk w ostatniej chwili wybrał Olympiakos?
- To była dla mnie niespodzianka. Twoi greccy koledzy dziennikarze zadzwonili do mnie przedwczoraj i powiedzieli, że rano Roma przyjedzie podpisać kontrakt z Olympiakosem. To było dla mnie niespodziewane. Powiedziałem im, że klub dokonał dobrego wyboru, podobnie jak Jaremczuk. "Olympiakos jest teraz na poważnym poziomie, wygrał Puchar Europy - Ligę Konferencyjną. Myślę, że Jaremczuk będzie tam zainteresowany.
- Jaremczuk był łączony z Trabzonsporem przez kilka miesięcy. Czy uważasz, że dokonał właściwego wyboru pod względem piłkarskim, podpisując kontrakt z Olympiakosem?
- Nie ma dużej różnicy, jeśli porównamy mistrzostwa, ale Olympiakos jest bardziej drużyną ludową, kochaną przez ogromną liczbę ludzi. "Trabzonspor nigdy nie wygrał europejskiego turnieju, a Olympiakos tak. Myślę, że Roma dokonała właściwego wyboru.
- Czy Olympiakos kiedykolwiek pytał cię o Jaremczuka?
- Nie, nie pytali. Jeśli będzie trzeba, to im powiem. Ale jak na razie radzą sobie dobrze beze mnie.
- W Brugge, Benfice i Valencii Jaremczuk nie sprawdził się w 100%. Myślisz, że będzie w stanie wznowić swoją karierę w Olympiakosie?
- Aby w pełni się rozwinąć, Jaremczuk musi odnaleźć się w atmosferze, w której czuje się komfortowo. Wtedy będziemy mogli oczekiwać od niego dobrych wyników i bramek. Roman jest bardzo wszechstronnym piłkarzem i ma wiele dobrych cech jak na napastnika. Jestem pod jego wrażeniem. Wierzę, że poradzi sobie w Olympiakosie.
- Opowiedz nam o greckim futbolu, czy odpowiada on Jaremczukowi?
- Pracowałem przez siedem lat w UAF i tak naprawdę nie śledziłem greckiego futbolu, byłem zaangażowany w ukraińską piłkę nożną. Mogę powiedzieć, że greckie mistrzostwa nie są najbogatszą ligą w Europie, ale kluby gromadzą dobrych zawodników. Są cztery drużyny, które będą walczyć o mistrzostwo - Olympiakos, Panathinaikos, PAOK i AEK.
- Z kim Jaremczuk będzie rywalizował o miejsce w podstawowym składzie Olympiakosu?
- Głównym konkurentem jest El Kaabi. Marokańczyk jest dokładnie takim samym typem zawodnika jak Jaremczuk, ale Roman będzie bardziej interesujący - potrafi utrzymać się przy piłce. Czasami będą musieli grać razem na boisku, wtedy Roma będzie musiała być trochę na peryferiach, schodzić po piłkę, przesuwać się w lewo i w prawo. Ale wszystko będzie zależało od trenera, na razie to tylko fantazje.
Konkurencja jest dobra, bez niej nie jest ciekawie. Nie sądzę, aby ktokolwiek obiecał Jaremczukowi stuprocentowe miejsce w składzie.
- Co możesz powiedzieć o trenerze Olympiakosu, Hiszpanie Jose Luisie Mendilibarze?
- Nie znam go dobrze, ale pokazał wyniki - wygrał Ligę Konferencyjną, ale nie udało mu się zdobyć mistrzostwa i pucharu. Spełnił jednak wieloletnie marzenie wszystkich kibiców Olympiakosu, którzy chcieli kiedyś zdobyć europejskie trofeum. Wszyscy są bardzo szczęśliwi! W tym sezonie będzie miał za zadanie wygrać ligę grecką i Puchar. Do takich celów potrzebna jest głębia w składzie, a oni ją tworzą.
- Znasz Olympiakos bardzo dobrze. Jak wygląda tam infrastruktura w porównaniu do Dynama?
- Wszystko jest na najwyższym poziomie! Mają własne boisko treningowe, nigdy nie było żadnych problemów z boiskami, jest też hotel ze wszystkim, czego potrzebują zawodnicy. Klub jest zorganizowany bardzo poważnie. Dynamo może mieć większą bazę.
- Kibice w Grecji są bardzo zagorzali. Czy dadzą Jaremczukowi czas, jeśli jego adaptacja się opóźni, czy też fani żądają wszystkiego na raz?
- Są tam bardzo lojalni fani, którzy uwielbiają swoje drużyny i są gotowi zrobić dla nich wszystko. Myślę, że Jaremczuk nie będzie miał żadnych problemów. Kibice są bardzo lojalni wobec zawodników. W ostatnich latach Olympiakos miał wielu obcokrajowców, z których wielu nie grało, ale nikt nie miał problemów z kibicami. Dają ci czas.
- Ilu bramek spodziewasz się po Jaremczuku w tym sezonie?
- Skąd mam wiedzieć, nie jestem jasnowidzem. Czasami jedna bramka daje zwycięstwo w kluczowym meczu, a można strzelić cztery w mało ważnym i wygrać 5:0. Liczba goli nie odgrywa tak dużej roli, jak się wydaje, choć napastnika ocenia się po tym, ile bramek strzela. Więc zobaczymy. Życzę Romanowi samych sukcesów.
- Porozmawiajmy o twojej karierze w Olympiakosie. W tamtym czasie nie byli oni zbyt chętni do puszczania naszych zawodników za granicę. Jak udało ci się przejść z Dynama do greckiego klubu?
- To był rok 1990, kiedy wyjazdy z ZSRR dopiero się zaczynały i panowały już bardziej liberalne poglądy. Wcześniej zwolniono tylko kilku graczy - Khidiyatullin, Aleynikov, Zavarov, Blokhin.
Przyszedłem do Olympiakosu, ponieważ Błochin przejął drużynę i zadzwonił do mnie i Lytovchenko, potem przyszedł Savichev z Torpedo. Milan miał przykład Gullit-van Basten-Rijkaard. "Olympiakos poszedł tą samą drogą i zaprosił trzech zawodników i trenera z tego samego kraju.
Byłem mile zszokowany uwagą greckich kibiców. Wiele osób spotkało mnie na lotnisku. Nie spodziewałem się tego!
- Jakie problemy napotkałeś w Grecji?
- W Grecji nie było łatwo. Były problemy z prezesem klubu i brakiem płatności finansowych, gdy nie wywiązywaliśmy się z naszych zobowiązań. Pamiętam, że ówczesny prezes Dynama, Bezverkhyi, przyszedł nawet dogadać się z zarządem Olympiakosu.
- Czy Bezverkhyi zdołał rozwiązać ten problem?
- Zajęło to dużo czasu. Sądy między Dynamem a Olympiakosem zakończyły się zaledwie pięć lat temu. Wszystko było pokręcone i nie dotyczyło mnie. Wiem tylko, że kluby doszły ze sobą do porozumienia, ale nie mam szczegółowych informacji.
- Powiedziałeś, że były opóźnienia. Czy Olympiakos ostatecznie zapłacił ci wszystko?
- Nie do końca. Potem przyszedł nowy prezydent, Kokolis, i zapłacił część pieniędzy, ale nie wszystkie. Jak się okazało, niemiecki agent ukradł nam pieniądze. W tym czasie biznes agencyjny dopiero się rozwijał, a ja i Lytovchenko zatrudniliśmy agenta, który był prawnikiem, aby reprezentował nasze interesy. Pomógł nam wypłacić pieniądze, a następnie sam je zgarnął. To było dla nas bolesne, ale to nie są kwoty, którymi operują teraz piłkarze.
- Czytałem o nieuczciwych kontraktach. Napisano, że podpisałeś trzy umowy z Olympiakosem. Zgodnie z warunkami pierwszego kontraktu zostałeś kupiony za osiem milionów dolarów na pięć lat. Druga miała zupełnie inne wartości: trzy miliony dwieście tysięcy dolarów i trzy lata. Był też trzeci kontrakt: cztery i pół miliona dolarów, ważny przez pięć lat. Co wydarzyło się w rzeczywistości?
- Nie chcę się w to zagłębiać, bo nie byłem szczególnie zaangażowany w te sprawy. Myślę, że głównym tematem było to, jak zapłacić pieniądze - czystymi czy brudnymi pieniędzmi. Tak to się zazwyczaj odbywa. Ten temat mamy już za sobą. Teraz Olympiakos ma nowego prezesa, Marinakisa, który dobrze sobie radzi.
- Więc jaki kontrakt podpisałeś?
- Na początku miałem trzyletni kontrakt. Potem przyszedł Kokolis, spłacił część długu, a ja przedłużyłem umowę. Rok później otrzymałem zaproszenie z Japonii, poprosiłem o przerwę, a on pozwolił mi odejść do Osaki.
- Porozmawiajmy o piłce nożnej. Twoje statystyki w Grecji są imponujące. Zdobyłeś 50 bramek dla Olympiakosu. Jak się czułeś grając pod okiem Błochina?
- Metody były takie same jak w Dynamie pod wodzą Walerija Łobanowskiego. Byłem do tego przyzwyczajony, więc nie było żadnych problemów. Niestety, nie udało nam się zdobyć mistrzostwa, chociaż mieliśmy dobry skład. Ale w tamtym czasie w Grecji rozwijały się trendy niezwiązane z piłką nożną. Inne drużyny kontrolowały proces sędziowania i wpływały na podejmowanie decyzji.
- Z kim najczęściej komunikowałeś się w Olympiakosie?
- Z Lytovchenko i Savychevem, z Olegiem Volodymyrovichem trochę mniej, ponieważ była różnica wieku. Potem nauczyliśmy się języka i zaprzyjaźniliśmy się z Grekami.
- Błochin ma trudną osobowość. Czy miał jakieś konflikty w Olympiakosie?
- Znam charakter Wołodymyra. Wszystko się wydarzyło, ale minęło dużo czasu i teraz trudno sobie cokolwiek przypomnieć.
- Porozmawiajmy teraz o pracy trenerskiej. Jak zostałeś szefem Olympiakosu?
- Na początku zostałem zatrudniony jako skaut, a jednocześnie prowadziłem własną akademię. Potem główny trener Katanets został zwolniony z Olympiakosu, a prezydent Kokolis zadzwonił do mnie: "Te mistrzostwa są bardzo ważne dla klubu. Żadna grecka drużyna nie zdobyła mistrzostwa siedem razy z rzędu. Chcę je wygrać! Musisz przejąć Olympiakos!". Trudno było mi podjąć decyzję, ponieważ nie miałem doświadczenia trenerskiego, ale ostatecznie zgodziłem się i wykonałem zadanie - zostaliśmy mistrzami.
- Jak świętowaliście mistrzostwo?
- Cała drużyna została obwieziona po mieście piętrowym autobusem. Ludzie byli szczęśliwi, wszyscy świętowali, odpalali fajerwerki. Grecy wiedzą, jak świętować zwycięstwa.
- Którego z ówczesnych graczy Olympiakosu możesz wyróżnić?
- Mieliśmy fajną drużynę: Karembe grał kiedyś w Realu Madryt, Giovanni - w Barcelonie, Castillo, który był wtedy w Szachtarze, dopiero zaczynał ze mną, Djordjevic był kapitanem i liderem. Ci zawodnicy pomagali mi jak tylko mogli, a raczej nie przeszkadzali mi w pracy. Widzieli, że nie jestem jeszcze doświadczonym trenerem. Atmosfera była dobra.
- Jak Karembe i Giovanni zachowywali się w drużynie, czy zachowywali się jak gwiazdy?
- Nie, nie było czegoś takiego. To bardzo spokojne chłopaki. Karembe i ja wciąż jesteśmy w kontakcie, on pracuje jako dyrektor sportowy w Olympiakosie. To miły facet! Giovanni również jest bardzo miłą osobą, bez żadnych "popisów". Nie miałem z nikim żadnych problemów.
- A Castillo? W Szachtarze ciągle ścierał się z Lucescu i nie ujawnił się w donieckim klubie.
- Kiedy grał pod moim okiem w Olympiakosie, był bardzo młody i cieszył się, że daję mu szansę na grę. Mieliśmy dobre, robocze relacje.
- Ostatnie pytanie. Olegu Valerievichu, jakie są Twoje plany na przyszłość, co zamierzasz robić?
- Nie mogę już dłużej być trenerem. Pracowałem w UAF i psychicznie nie jestem pewien, czy chcę już pracować jako trener. Zamierzam jednak pozostać w futbolu, choć nie wiem, co będę robił. Jestem na twórczej przerwie i mam czas, by się nad tym zastanowić.
- Chcesz pracować w Grecji czy na Ukrainie?
- Na razie mieszkam w obu krajach. Mam już 60 lat i nie mam problemów z przeprowadzką. Będę pracował tam, gdzie będzie na mnie zapotrzebowanie.
Andriy Piskun