Mykyta Fedotov, 21-letni ukraiński bramkarz, przybył w kwietniu z Pirenejów, aby podpisać kontrakt z Metalist, ale skończył na wojnie. Sześć miesięcy później wraca do Hiszpanii.
— Wiosną powiedziałeś, że gdy nadejdzie chwila zrzucenia munduru wojskowego, natychmiast złapiesz piłkę i zaczniesz trenować. Jakie to uczucie, kiedy w końcu to zrobić?
— Och, to taka chwila! Nawet teraz nie zawsze rozumiem, gdzie jestem i co się dzieje (uśmiecha się). Jak drugie życie. Wszyscy ludzie mieli życie „przed wojną” i będą mieli życie „po wojnie”. Powiem szczerze: bardzo się cieszę, kiedy wychodzę na boisko, nabieram formy. Spędził prawie sześć miesięcy bez treningu. To jest trudne. Ale bardzo pomaga to, że zespół ma do mnie zaufanie. Widzieli mnie wcześniej i znają mój poziom.
Mimo to, będąc tutaj w Hiszpanii, moja dziewczyna i ja co 15 minut chodzimy do Telegrama, aby przeczytać wiadomości. Dzwonię do facetów z pierwszej linii. Pytam, co tam jest i jak. Są chwile, kiedy bardzo się martwię. Na szczęście w tej chwili są to głównie dobre wiadomości. Przedwczoraj mieliśmy mecz (rozmowa odbyła się 12 września, autor). Siedzę w Telegramie przed meczem. Co 15 minut pojawiają się nowe wiadomości, że nasi ludzie wrócili do jakiegoś miasta lub wsi. Byłem taki szczęśliwy!
— Od razu chcę Ci wielki komplement. Kilka miesięcy temu komunikowałeś się po rosyjsku, chociaż ćwiczyłeś ukraiński. Teraz twój słowik — Prawie idealnie.
— Całe życie mówiłem po rosyjsku. Moja osobista opinia jest taka: każda osoba na Ukrainie może komunikować się w języku, jaki chce, ale musi umieć mówić po ukraińsku. Dlatego coraz częściej staram się przestawić na słowika.
— Jak wróciłeś do piłki nożnej?
— Dużo czasu poświęciłem na rozmyślanie nad tym tematem. Bardzo trudno było mi podjąć decyzję, ponieważ piłka nożna to moje życie, ale na froncie są faceci, którzy stali się dla mnie drugą rodziną. Kiedy usłyszeli, że mam możliwość wznowienia kariery, zebrali się wszyscy i nalegali: „Proszę, zrób to dla nas. Dostarczysz nam emocji, a my będziemy oglądać Twoje mecze. Dużo dałeś wojsku, więc możesz iść z czystym sumieniem.” Decyzja zbiorowa.
— Ile czasu spędziłeś w szeregach Sił Zbrojnych?
— Prawie sześć miesięcy. Zaczęło się pod Izyum, potem zbliżyliśmy się do granicy, nad Charkowem.
— Jakie były cechy tej części frontu?
— Na początku było bardzo ciężko. Wróg miał znaczną przewagę w artylerii i wszystkim innym. Kiedy kręciliśmy raz, w odpowiedzi padło dziesięć razy. Ale jest ważny punkt - powiedzieli o nim Hiszpanie. „Nie możecie zrozumieć jednego” – mówię im. — Ukraina przegra wojnę tylko wtedy, gdy (jakkolwiek by to nie zabrzmiało) umrze ostatni Ukrainiec. Byliśmy i będziemy wolnymi ludźmi. Będziemy mieli prezydenta, jakiego chcemy. Będziemy mieć moc, jakiej pragniemy. A jeśli przyjdzie ktoś inny, odmówimy, to się nie stanie. Armia wroga miała znaczną przewagę liczebną. Ale nasi zawodnicy są lepsi, silniejsi i bardziej zmotywowani. Każdy facet jest bohaterem.
— Czy byłeś w bliskim kontakcie ogniowym z armią rosyjską?
— Szczerze mówiąc, nie kontaktowałem się. Biorąc pod uwagę to, co robiłem, nie mieliśmy do tego prawa. Gdybyśmy się zetknęli, to wszystko zostało zrobione bardzo, bardzo słabo.
— Czy były chwile, kiedy czułeś, że jesteś chroniony przez wyższą moc?
— Były takie chwile. Jeden z pierwszych razy, kiedy przyjechałem do Izyum z moim ojcem. Robiliśmy tam jedną rzecz. Artyleria jest do bani - ty plus lub minus wciąż wszystko rozumiesz. Ale kiedy samolot wroga wszedł do akcji, myślałem, że to już koniec. Dzięki Bogu to już koniec - wszyscy żyją i mają się dobrze.
— Ale po jednym ze strzałów twój przyjaciel zginął...
— Bardzo trudny temat dla mnie. Nigdy nie przeżyłem tak bolesnych chwil jak wtedy. W zwykłym życiu moglibyśmy go nigdy nie spotkać. A kiedy umarł, był to bardzo bolesny cios dla mnie i wszystkich chłopców. I chociaż mówią, że mężczyźni nie płaczą... Przez następne cztery dni prawie z nikim nie rozmawiałem. Kiedy widzisz jego rodzinę, jego matkę, kiedy nosisz tę trumnę, jest to niezwykle trudne. On jest bohaterem. Zrobił to dla nas. Gdyby nie tacy ludzie, nosilibyśmy już rosyjskie flagi. Ale to na szczęście nigdy się nie zdarzy.
— Zdobyłeś Rosję czy zdobyłeś trofea?
— Więźniowie byli już zabierani. A potem nie, bo to nie należało do naszych obowiązków.
— Czy wojna wciąż jest snem?
— Cieszę się, że udało mi się wyjechać, wyzdrowieć. Śpię normalnie. Było trudno, kiedy właśnie stamtąd przybyli. Ktoś trzaska drzwiami i jesteś gotowy. W końcu takie chwile zdarzały się również w Hiszpanii. Niedawno obchodzono tu dzień miasta. Zaczęły się fajerwerki, a ja i moja ukochana złapaliśmy się i staliśmy pod ścianą domu. Gdzie? Co? Gdzie? To już taki odruch.
— Czy ojciec nadal jest na wojnie?
- Tak, tak jak wszyscy inni. Teraz idą coraz dalej. Już działa w nieco innym kierunku.
— W tej chwili grasz o dublet „Ponferradine”. Co to za liga?
— Tercera. Czwarta liga Hiszpanii.
— Ile meczów udało Ci się rozegrać?
- Tylko jeden. W ostatnią sobotę przegraliśmy 1-3, ale teraz najważniejsze dla mnie jest to, że nabieram formy. Zespół rozumie, każdy pomaga.
— Szansa dla pierwszego zespołu — prawdziwy?
— Sercem „Ponferradine'a” są dwaj bramkarze wysokiego szczebla. Pierwszy numer jadący na mistrzostwa świata to irański Abedzadeh. Drugi bramkarz, Makaridze, grał w reprezentacji Gruzji. Uczę się od nich, kształtuję, a potem moim zadaniem jest stworzyć dla nich konkurencję, oddychać na plecach.
— Ponferradine rozpoczął nowy sezon Segundy od dwóch zwycięstw, ale potem nastąpiła seria trzech porażek. Jaki jest powód tak gwałtownego spadku?
— Ostatni mecz z Saragossą zakończył się remisem, ale przeciwnik miał trochę więcej szczęścia. Decydująca bramka padła ze standardu, zepchnięta. Nasz zespół to silny, bardzo dobry zespół i kadra trenerska. Myślę, że ta nieudana passa zostanie szybko przełamana. Niektórzy gracze przybyli pod koniec okienka transferowego. Potrzebują trochę aklimatyzacji.
— Dmytro Khomchenovskyi grał kiedyś w Ponferradine. Czy nadal jest wspomniany?
— Tak, pamiętają. Głównie personel klubu. Powiedziano mi, że jest taki zawodnik z Ukrainy. „Bardzo silny piłkarz, ale nasze mistrzostwo mu nie odpowiadało”.
— W zespole — Jordan Lukaku, brat Romelu, byłego obrońcy Lazio. Nie dyszy? Prosta w komunikacji?
— Jest tu wystarczająco dużo osób, które grały w najwyższych ligach innych krajów. Wszyscy są spokojni, towarzyscy. Nie ma czegoś takiego, jak ktoś, kogo nie można dotknąć na treningu – gra ciężko. Zespół jest świetny. Nie ma znaczenia kim jesteś i gdzie grałeś wcześniej. Jordania nie jest wyjątkiem. Ale komunikuje się po angielsku, więc mam z nim trochę mniej kontaktu. Potężny, choć nie tak duży jak Romelu.
— Jesteś wśród hiszpańskich dziennikarzy — w oczekiwaniu? Podobno każdy chce wywiadu z weteranem wojennym.
- Rzeczywiście, klub otrzymał wiele próśb o wywiad ze mną. Ale zdecydowaliśmy, że lepiej nie robić tego teraz. Jakoś w tej chwili jestem zawodnikiem drugiej drużyny, a dublerzy nie udzielają wywiadów. Aby komunikować się z dziennikarzami, trzeba osiągnąć pewien poważny poziom.
— Wywiad w Hiszpanii — czy jest to przywilej, na który trzeba sobie zasłużyć?
— Ale tak jest wszędzie. Pamiętam, że miałem 17 lat i grałem w Połtawie. Zimą odbywały się sparingi, ja grałem połowę, ale chcieli przeprowadzić ze mną wywiad. Trener zobaczył to i powiedział: „Wynoś się stąd, żebym cię nie widział. W przeciwnym razie będzie to pierwszy i ostatni wywiad w twoim życiu.”. (Śmiech.) Czy jestem obrażony? To nie jest obraźliwe, to prawda. Wychowałem się w tradycji, że kiedy jesteś młody, powinieneś być jak najmniej słyszany. Prawo do rozmowy kwalifikacyjnej lub wypowiedzi w zespole należy zapracować na boisku. Jeśli masz 18 lat i jesteś Mbappe, nie zadawaj żadnych pytań. Jeśli nie jesteś Mbappe, pracuj i udowodnij to.
— Jak bardzo zmieniła się opinia Hiszpanów na temat wojny na Ukrainie w porównaniu z pierwszymi dniami inwazji Rosji na pełną skalę?
— Hiszpania bardzo nam pomaga. Na przykład dokumenty dla Ukraińców powstają szybko – dosłownie w dwa dni. Co prawda wiadomości było mniej, więc Hiszpanie są mniej zainteresowani: „No, walczą, potem walczą…”
— Teraz nasi żołnierze szybko posuwają się naprzód, wyzwalając okupowane terytoria. Jakie byłoby optymalne zakończenie tej wojny? Powrót do granic 24 lutego, wyzwolenie Doniecka, Ługańska i Krymu, a może pościg za wrogiem jak najdłużej?
— Jestem pewien, że wszyscy chcą zwrócić terytoria, które były częścią Ukrainy od 1991 roku. Jestem pewien, że naszych wojowników jest bardzo trudno zatrzymać. Ale ten temat powinien zostać poruszony przez wojsko. Donieck, Ługańsk i Krym zawsze były i będą ukraińskimi. Oczywiście są mieszkańcy, którzy nie chcą wracać na Ukrainę. Nie ma problemów – mogą pójść w innym kierunku.
Oleg Babi