Wieloletni kapitan Zoryi Nikita Kamenyuka podzielił się swoimi wspomnieniami z trudnej wiosny 2014 roku w Ługańsku.
- Nikita, pamiętasz, jak separatystyczne zamieszki zaczęły się w Ługańsku?
- Jak w prawie każdym regionie Ukrainy w tym czasie. Niektórzy ludzie chodzili na prorosyjskie wiece, inni na proukraińskie. Mój zespół i ja odczuliśmy to, gdy w Ługańsku zaczęły pojawiać się blokady dróg. Nasz zespół został zatrzymany i sprawdzony przez uzbrojonych mężczyzn z karabinami maszynowymi.
- Jak traktowały was punkty kontrolne?
- Zasadniczo nas rozpoznali. Wchodził człowiek z karabinem maszynowym, widział, że jedzie drużyna piłkarska i przepuszczał nas. W tamtym czasie wszystkie autobusy i samochody były zatrzymywane na punktach kontrolnych. Pamiętam, że kiedy lecieliśmy na mecz z Szachtarem, też sprawdzali nas na lotnisku. To był ostatni mecz, kiedy "Zorya" dotarła na mecz z Ługańska samolotem.
- Bałeś się wtedy? Jak zawodnicy postrzegali tę sytuację?
- Oczywiście, to było ekscytujące. Kiedy widzisz człowieka z bronią w spokojnym jeszcze niedawno mieście, wywołuje to niepokój.
- Który moment był dla ciebie najstraszniejszy?
- Wiele z nich. Pamiętam, że pod koniec sezonu, kiedy drużyna była już rozdzielona, w centrum Ługańska przeleciał samolot i ostrzelał budynek administracji, na placu zginęło wiele osób. Kiedy to widzisz, to jest przerażające. To straszne, gdy twoje rodzinne miasto jest pod ostrzałem, a twoi krewni siedzą w piwnicy pod dźwiękiem "gradu". Najstraszniejszym momentem dla mnie było to, gdy graliśmy na wyjeździe w Lidze Europy i nie mogłem zadzwonić do moich bliskich, aby dowiedzieć się, czy wszystko z nimi w porządku i co dzieje się w mieście. Komunikacja była wtedy bardzo niestabilna.
- Słyszałeś eksplozje i strzelaniny w mieście? Pamiętam, że w tym czasie spłonął budynek SSU w Ługańsku.
- Często słyszałem strzały, a nawet przelatujące samoloty wojskowe. Wspomnienia z tego okresu są wyraźnie zachowane w mojej pamięci.
- W tym czasie w Zorii grało wielu obcokrajowców. Jak obcokrajowcy postrzegali tę sytuację?
- Legioniści zawsze pytali nas: co się dzieje? Wszyscy się martwili. Próbowaliśmy ich pocieszać, ale chyba się nie udało. Mieszkali w centrum Ługańska i codziennie widzieli zamieszki na ulicach. Ja mieszkałem na obrzeżach, w dzielnicy sypialnej, tam było spokojniej.
- Co powiedziało ci kierownictwo klubu?
- Nie rozmawialiśmy zbyt wiele z zarządem, bardziej z chłopakami z drużyny i sztabem trenerskim. Zarząd powiedział nam, abyśmy byli ostrożni i nie pojawiali się zbyt często w miejscach publicznych. Wszyscy zrozumieli, że musimy dokończyć mistrzostwa, więc staraliśmy się skupić tylko na nadchodzących meczach.
- Przypomnijmy sobie mecz z Zakarpaciem na Avangardzie.
- Nie chcę nawet nazywać go "ostatnim", chcę, aby Zorya szybko wróciła do domu i zachwyciła kibiców w Ługańsku. Symboliczne jest to, że ostatni jak dotąd mecz w Ługańsku wygraliśmy 1:0. Pamiętam, że na Avangardzie było sporo kibiców, wszyscy nas wspierali.
Atakowaliśmy bramkę Zakarpacia, ale nie udało nam się strzelić gola, choć stworzyliśmy wiele szans. W drugiej połowie Yuriy Vernidub wypuścił bardzo młodego Ruslana Malinovskiy'ego i ta zmiana zadziałała. Ruslan oszukał jednego zawodnika i swoim słynnym strzałem z daleka z lewej strony zdobył zwycięską bramkę.
Andriy Piskun