Eks-piłkarz donieckiego „Szachtaru” Siergiej Jaszczenko podzielił się wrażeniami z meczu swojej byłej drużyny z londyńskim „Arsenalem” (0:1) wczoraj w meczu 3. kolejki głównej rundy Ligi Mistrzów.
— Początek meczu rozczarował, ponieważ „górnicy” działali ze strachem i popełniali znaczące błędy, — zauważył Jaszczenko. − W tym okresie gry „Szachtar” mógł dużo stracić. Nawet 0:3 mogli przegrywać już do połowy pierwszej połowy. Dobrze, że szczęście było po naszej stronie, a Ryznyk bronił bramki bardzo dobrze.
— Jednak ogólnie sprawiało wrażenie, że drużyna Puszycia rozegrała jak dotąd najjakościowszy mecz w obecnej Lidze Mistrzów…
— Tak, zgadzam się. Ale to wrażenie dotyczy wyłącznie gry „Szachtaru” w obronie, kiedy w starciu z tak poważnym przeciwnikiem udało się popełnić minimalną liczbę błędów. Ale atak „górników” rozczarował. Z powodu indywidualnych błędów nie udało się stworzyć praktycznie nic…
Co do „Arsenalu”, to widziałem w jego grze wszystko to, czego się spodziewałem. „Kanonierzy” byli silniejsi od gości zarówno drużynowo, jak i indywidualnie.
— A gdyby „Szachtar” nie stracił bramki w 29. minucie, mogłoby to wszystko zakończyć się remisem 0:0?
— Nie jestem pewien. Myślę, że wtedy „Arsenal” przyspieszyłby tempo gry i naciskałby do końca. Nie stracić w takiej sytuacji „Szachtarowi” byłoby bardzo trudno. Jednak wszystko potoczyło się inaczej. „Arsenal” po przerwie znacznie spuścił z tonu, po pierwsze obawiając się kontrataków „górników”, a po drugie po prostu zachowując zwycięski wynik i siły na nadchodzące mecze.
— Co powiecie o straconej bramce przez „Szachtar”?
— Od razu zaznaczam, że Ryznyk w tym nie zawinił. Piłka leciała z dużą prędkością, a jeszcze też odbita od obrońcy wpadła w słupek, a następnie trafiła w naszego bramkarza. Wszystko wydarzyło się błyskawicznie i reakcja była trudna. To elementarne nieszczęście.
— Rzut karny na bramkę gości był?
— W tym epizodzie nie można mieć żadnych zastrzeżeń do sędziów. Piłka po prostu trafiła w wystawioną rękę, i to wszystko… Nie leciała od nogi, ani od ciała. 11-metrowy – sto procent. Ryznyk, bez wątpienia, spisał się świetnie — zarówno przy obronie rzutu karnego, jak i w innych epizodach, po prostu znakomicie. Nasuwa się wrażenie, że ta obroniona „jedenastka”, niestety, zainspirowała tylko Ryznyka… Zawodnicy „Szachtaru” bali się przeciwnika do samego końca.
— Szczególna uwaga teraz skoncentrowana jest na grze Sudakowa. Jak ocenicie jego występ w tym meczu?
— Nie potrafił się wykazać. Niczym się nie zapisał. Przeciwko słabszym rywalom – w UPL, Sudakow gra odnosząc sukcesy, ale przeciwko drużynie z APL – słabo… Nie wykluczam, że to sprawa psychologii. Zobaczymy, co będzie dalej. Szansa, by się wykazać jeszcze będzie – i dla Sudakowa, i dla „Szachtaru”. Na razie ważne, że w Londynie, w meczu przeciwko europejskiemu klubowi z najwyższej półki, nie straciliśmy wielu bramek.
— Ale „Szachtar” nie potrafi również zdobyć bramki w tej Lidze Mistrzów…
— „Szachtar” nie ma ataku na poziomie Ligi Mistrzów, a jak rozumiem, nie ma możliwości jego wzmocnienia. Obecne osiągnięcie turniejowe „górników” oczywiście nie inspiruje — tylko jeden punkt w trzech meczach. Ale w 4. kolejce będziemy liczyć na więcej, ponieważ nasz mistrz zmierzy się z „Young Boys”. Mam dużą nadzieję, że to właśnie w starciu ze szwajcarską drużyną „Szachtar” nie tylko otworzy rachunek swoich goli w obecnej Lidze Mistrzów, ale także odniesie pierwsze zwycięstwo.
Oleg Siemienczuk