Autorem zwycięskiego gola został pomocnik Dynama Aleksander Karawajew, który przed rozpoczęciem dogrywki zastąpił Polaka Tomasza Kendzerę w meczu z Fenerbahce. Pomogło to ukraińskim gigantom przejść do kolejnego etapu Ligi Mistrzów.
Korespondent UA-Football rozpoczął rozmowę z Aleksandrem Karavaevem od gratulacji z okazji tego wydarzenia.
- Wielkie dzięki, on odpowiedział. — To bardzo ważne zwycięstwo całego kraju i naszych obrońców z Sił Zbrojnych Ukrainy i obrony terrorystycznej.
- Czy po pierwszym meczu z Turkami, który zakończył się remisem 0:0, było uczucie niespełnienia?
– Oczywiście, że tak. Chociaż rozumiemy, że nie mieliśmy oficjalnych gier od ponad sześciu miesięcy, wiemy więc, do czego jesteśmy zdolni. Jednak z każdym meczem będziemy się poprawiać.
- Zwykle w meczu rewanżowym dużo trudniej jest grać o wynik niż go utrzymać. Czy ta opinia była psychologicznie przytłaczająca?
- Nie. Zrozumieliśmy, że będzie to trudne, ponieważ w Stambule nasz przeciwnik zwykle ma bardzo silne wsparcie. Ale mimo to nasza drużyna była dość dobrze przygotowana do drugiego etapu.
- Co powiedział Mircea Lucescu przed meczem w Stambule?
- Fakt, że potrafimy i umiemy wygrywać mecze, kiedy jesteśmy zjednoczeni i postępujemy zgodnie z instrukcjami gry.
- Dzięki czemu, Twoim zdaniem, udało Ci się osiągnąć pożądany rezultat w meczu w Stambule?
- Z powodu gry zespołowej. Wyjeżdżający na starcie faceci, a także siedzący na ławce lub nie uwzględnieni w zgłoszeniu, byli gotowi do zwycięstwa i wzajemnego wsparcia.
— Czy miał miejsce czynnik szczęścia?
"Szczęście sprzyja silniejszym!"
- Czy piłka stracona na koniec regulaminowego czasu gry jest wynikiem zmęczenia lub utraty koncentracji?
- Myślę, że to zbieg okoliczności. Może zmęczenie, a może utrata koncentracji. Ale najważniejsze jest to, że po zdobyciu celu przeciwko naszemu celowi byliśmy w stanie zebrać się w sobie i nadal osiągnęliśmy nasz cel.
— Jak oceniasz sędziowanie w Stambule?
- Arbitrzy oceniają według własnego uznania - w końcu są profesjonalistami. Dlatego nie chcę niczego komentować, to ich sprawa. A my mamy wyjść i pobawić się!
— Jak narodził się twój cel?
- Zrobili wszystko tak, jak mówił trener: rozluźnili obronę, dośrodkowali i zamknęli podanie. To wszystko. Tak było w moim przypadku. Po wrzuceniu piłki z auta za pomocą trzech podań, trafiła na Vivcharenko, on strzelił, a ja zamknąłem.
- Po zdobyciu gola w oczach pojawiły się łzy. Co cię tak poruszyło?
„To były wszystkie emocje naraz. I to, że w tamtym czasie ten gol dał nam przewagę w punktacji, i to, że strzeliłem gola przeciwko Fenerbahce, w którym byłem pięć lat temu. I oczywiście myślałem o naszym kraju. Wszyscy myśleli, że jak najszybciej powinniśmy poczekać na zwycięstwo w wojnie i nastanie pokoju.
- Czy uważasz, że mniejszość liczebna wpłynęła na Fenerbahce w dogrywce?
- Tak, myślę, że Turcy byli bardzo zmęczeni i nie byli już w stanie czegoś zrobić.
- Która z dwóch walk z drużyną turecką była trudniejsza?
- Drugi. Miał przecież silne wsparcie rywali i odpowiedzialność.
- Biorąc pod uwagę poprzednie występy na Fenerbahce, ten mecz był dla Ciebie wyjątkowy. Co czułeś, kiedy wszedłeś na boisko stadionu Sukru Saracoglu?
- Oczywiście były wspomnienia, w które kiedyś grałem. Bardzo chciałem zagrać na stadionie, który znałem i mieć pewność, że strzelę gola, aby pomóc wygrać. Bardzo się cieszę, że tak się stało.
- Zazwyczaj rano przed meczem drużyna gości idzie na krótki spacer. Czy w Stambule jest bezpiecznie?
- Nie wyszliśmy z hotelu, szykując się do meczu. Ale dzień przed meczem wybraliśmy się na małą wycieczkę po Bosforze. Fajnie, podobało mi się. Chociaż jeśli nie weźmiesz okresu moich występów w Fenerbahce, byłem już w Stambule ponad dziesięć razy! Pan mówi nam, że wspaniale jest jeździć do innych krajów i miast. To dobra okazja, aby zobaczyć i poznać świat.
- Czy fani rozpoznali cię na ulicy?
- Tak, wciąż się dowiadują - i to oczywiście jest przyjemne. Po meczu jeszcze więcej osób podchodziło do mnie i robiło zdjęcia.
- Mircea Lucescu to dość znana osoba w Turcji, bo oprócz gigantów stołecznych – Galatasaray i Besiktas, trenował także kadrę narodową. Jak został przyjęty przez fanów?
- Dokładnie tak samo jak w innych krajach. Lucescu jest wszędzie znany i rozpoznawany.
- Czy podczas meczu czułeś wsparcie ukraińskich kibiców?
— Oczywiście widzieliśmy ją i słyszeliśmy! Choć w takiej atmosferze, wśród zagorzałych tureckich fanów, jest ciężko. Kiedy jednak strzeliliśmy drugiego gola, wszyscy kibice Fenerbahce zamilkli, a nasi byli bardzo szczęśliwi i kibicowali do ostatniego gwizdka. Doceniamy to i jesteśmy im bardzo wdzięczni.
- Co pamiętasz z okresu spędzonego w Fenerbahçe?
- Wszystko to zostało wyrażone w kilku słowach: profesjonalizm, miłość do piłki nożnej i kibiców.
- Czy któryś z byłych partnerów tego klubu grał wczoraj w kadrze?
- Z tego składu nie pozostał żaden z piłkarzy Fenerbahce. Tylko dwóch masażystów i jeden trener fizyczny. Co najprzyjemniejsze: wciąż do mnie piszą, komunikujemy się. Z początkiem wojny zaoferowali nawet swoją pomoc. Dobrzy ludzie.
- Co trzymasz w pamięci z tureckiego okresu swojej kariery?
— Są koszulki zawodników, którzy grali w tej drużynie. I oczywiście mój.
- Dynamo czeka na kolejny charytatywny mecz - tym razem w Anglii z Evertonem. Czy zdążysz się zregenerować po pojedynku w Stambule?
- Grałem w Stambule tylko trzydzieści minut, więc będę gotowy. I jestem pewien, że faceci, którzy w ogóle nie grali z Fenerbahce lub spędzali mniej czasu na boisku, wyjdą z Evertonem.
- Jak trener przygotowuje się do takich meczów? Czy zadanie warte jest wygrania za wszelką cenę, czy też wynik nie jest wysuwany na pierwszy plan?
- Wynik jest zawsze na pierwszym miejscu, bo jesteśmy DYNAMO! Ale sama gra również musi być pokazana na naszym godnym poziomie.
— Następnym europejskim przeciwnikiem będzie austriacki Sturm. Co o nim wiadomo?
- Dopóki nie rozwiążemy tego przeciwnika. Będziemy starannie przygotowywać się do pojedynku ze Sturmem po Evertonie. Wiem, że ten klub jest dość bezkompromisowy, a w mistrzostwach Austrii wygląda całkiem przyzwoicie. Zwłaszcza ostatni sezon, w którym zajął drugie miejsce.
- Czy stale utrzymujesz kontakt z krewnymi mieszkającymi w regionie Chersoniu?
- Oczywiście. Codziennie komunikujemy się z rodzicami za pomocą dźwięku i SMS-ów. Nie ma na to innego sposobu.
Wiaczesław KULCZYCKI