Trener reprezentacji Włoch Roberto Mancini przypomniał swoje ostatnie spotkanie z Gianlucą Viallim 29 grudnia. 6 stycznia były napastnik Sampdorii Vialli zmarł w Londynie na raka trzustki. Został przyjęty do Royal Marsden Hospital w grudniu po rezygnacji z funkcji asystenta trenera Squadra Azzurra.
„Był bezsilny, miał niski głos, ale był przytomny. Rozmawialiśmy trochę o wszystkim, pytał mnie nawet o grudniowe spotkanie z młodzieżą. Chciał wiedzieć, jak rozwija się nasz projekt.
Kilka dni po pożegnaniu z Sinishą tracę kolejnego brata, młodszego brata, jak lubiłem go nazywać. Poznaliśmy się, gdy mieliśmy 16 lat i od tego czasu nigdy się nie rozstaliśmy. Całe życie razem. Młodzież Azzurri, reprezentacja, Sampa, radość i ból, zwycięstwa i porażki. Te dwie noce na Wembley. Kiedyś płakaliśmy ze smutku i goryczy, wiele lat temu. Innym razem płakaliśmy z radości, gdy los zetknął nas przed jego śmiercią.
Dziękuję prezesowi „Sampdorii” Graviniemu, który chciał go widzieć w kadrze narodowej. Uszczęśliwił mnie. Odegrał decydującą rolę w zwycięstwie na Euro. Piłkarze go kochali. Gianluca miał siłę i dodał nam odwagi, której nawet nie podejrzewaliśmy, że walczył z chorobą, pozostając z nami tak długo, jak tylko mógł.
Gianluca był najlepszym z nas, nienagannym napastnikiem, człowiekiem idealnym i odważnym. To był przywilej być jego przyjacielem i kolegą z drużyny w piłce nożnej i życiu” – powiedział Mancini w La Gazzetta dello Sport.
Vialli i Mancini byli najlepszymi przyjaciółmi. Wygrali pierwszy i jedyny tytuł Sampdorii w Serie A w sezonie 1990/91, przegrywając finał Ligi Mistrzów w kolejnym sezonie z Barceloną (0: 1) na stadionie Wembley.