Pomocnik „Brentfordu” oraz teraz już i reprezentacji narodowej Ukrainy Ehor Jarmoljuk opowiedział o najbliższym meczu przeciwko „Bournemouth” Zabarnogo, premiery wezwań Rebrova oraz rodaku-Ukraińcu, który ledwo nie stał się jego klubowym kolegą.
— Ehorze, gratulujemy pierwszego wezwania do reprezentacji narodowej!
— Dziękuję za gratulacje! Oczywiście emocje były pozytywne. Bardzo się cieszę i już nie mogę się doczekać, aby znaleźć się w obozie reprezentacji.
— Jak dowiedziałeś się o tak ważnym kroku naprzód w międzynarodowej karierze i co czułeś?
— O wezwaniu powiadomił mnie administrator reprezentacji. Teraz przygotowuję się do kolejnego meczu w klubie i czekam podróży na zgrupowanie.
— Dobrze znany ci Ołeksandr Nazarenko przyznał, że ledwo obył się bez telefonu, gdy dowiedział się o wezwaniu do reprezentacji? U Ciebie nic nie spadło, nie rozbiło się?
— Nie, takiego nie było (uśmiecha się). Z moim telefonem wszystko w porządku (uśmiecha się). Już nie mam tremy, jak Nazarenko. Wszystko spokojnie.
— Z Sergiejem Rebrovem czy innymi trenerami reprezentacji jeszcze nie rozmawiałeś?
— Jeszcze nie. Prawdopodobnie to się wydarzy już bezpośrednio, gdy przyjadę do reprezentacji.
— Drugi zespół z rzędu do reprezentacji narodowej powołuje nowych zawodników. Jak uważasz, nastał czas odnowy czy to wynik niezbyt udanych wyników w Lidze Narodów?
— Trudno powiedzieć. Kogo powołać, decyduje wyłącznie trener. Z mojej strony, cieszę się z powołania i będę radować się, jeśli młodzież będzie dołączać.
— Co powiesz o najbliższych rywalach? I Gruzja, i Albania w ciągu ostatniego roku wstrząsnęły piłkarską Europą…
— Przeciwko każdej reprezentacji trudno grać, ponieważ trafiają tam najlepsi zawodnicy ze swoich krajów. Nasza sprawa — przygotować się jak najsilniej i zaprezentować swoją najlepszą grę. Tak, wszyscy znają liderów naszych rywali, ale nie będę nikogo wyróżniać. Gdy grasz za reprezentację, masz podwójną motywację, i każdy wychodzi na boisko z zaangażowaniem nie na 100, a na 200 procent. Musimy skupić się na sobie i grać w swój futbol.
— Czy omawialiście Twoje powołanie z innymi Ukraińcami w APL? Jak zareagowali?
— Chłopcy mnie przywitali, wszystko trochę omówiliśmy. A w poniedziałek wszyscy razem polecimy z Londynu na zgrupowanie.
— W takiej towarzystwie poczujesz się pewniej, wchodząc po raz pierwszy do hotelu reprezentacji?
— To pewne. Zawsze trochę łatwiej, gdy jest ktoś znajomy.
— Z Ilią Zabarnym polecicie do reprezentacji akurat po meczu między sobą — „Brentford” zagra z „Bournemouth”. Wyjdzie tak, że u jednego nastrój będzie lepszy, u drugiego gorszy…
— Mam nadzieję, że nas obu nastrój będzie dobry, ale u mnie — trochę lepszy (śmieje się).
— Nie rozmawialiście z Ilią o nadchodzącym spotkaniu w lidze? I czy ogólnie komunikujesz się z innymi naszymi legionistami przed meczami w APL?
— Zazwyczaj, możemy się spotkać już po meczu. Albo bezpośrednio na stadionie trochę rozmawiamy, albo posiedzimy gdzieś po meczu. I teraz, przed grą z „Bournemouth”, też nie było nic takiego. Już zobaczymy się z Ilią po meczu, porozmawiamy.
— Jak często udaje się Wam rozmawiać?
— Nie powiem, że bardzo często, ale stały kontakt i komunikację wszyscy między sobą podtrzymujemy.
— W CS jeszcze gracie?
— Tak, gramy z Mykolańkiem. ZInczenco obiecał mi zagrać, ale jak dotąd to jeszcze się nie odbyło.
— Tyż o jego obietnicy jeszcze wiosną mówiłeś, wydaje się…
— Tak-tak, ale moja prośba u niego wciąż wisi (uśmiecha się).
— Jak uważasz, o czym mówi fakt, że w APL gra od razu 5 piłkarzy reprezentacji Ukrainy?
— Zdaniem wielu ludzi, że w Anglii — najsilniejsza liga na świecie. I zgadzam się z tym. Tutaj zebrani są najsilniejsi zawodnicy. Bardzo miło, że w takim championship grają przedstawiciele Ukrainy. Znaczy, że jest popyt na naszych piłkarzy, jest w nich poziom.
— Kogo uważasz za najbardziej udanego ukraińskiego legionistę w tej chwili?
— Ilia Zabarnyi. On bardzo dobrze się manifestuje. W każdym meczu wykazuje stabilny poziom. Uważam, że on teraz jest najlepszym ukraińskim legionistą.
— Właśnie o nim niedawno rozniosło się wideo z piosenką fanów. O tobie jeszcze nie śpiewają? I jak w ogóle u ciebie układają się relacje z fanami Brentfordu?
— Na stadionie jeszcze mi nie śpiewali, ale gdy spotykam kibiców w mieście, proszą o zdjęcie, i bywa, że śpiewają. To bardzo miłe!
— Oczywiście, że kultura kibicowania w Anglii znacznie różni się od naszej. Jakie były odczucia, gdy nie przez telewizor to zobaczyłeś, a poczułeś od środka?
— Niezwykle przyjemnie grać przy pełnych trybunach! Kiedy wychodziłem w pierwszych kilku grach, po skórze przebiegały mi dreszcze od tego, jak fani reagują, jak wspierają. To bardzo przyjemne. I tak w każdym meczu: pełny stadion, emocje przepełniają, i w takiej atmosferze grać w piłkę to po prostu przyjemność.
— Wygrałeś z Olimpijską reprezentacją turniej we Francji, ale na Olimpiadę się nie dostałeś. Klub stanowczo odmówił Ci wypuszczania?
— Klub wtedy zdecydował, że mam się przygotować do mistrzostwa właśnie tutaj. A jak prowadzone były negocjacje z UAF, nie wiem.
— Na ile jesteś zadowolony z czasów gry w tym sezonie?
— Zawsze chce się więcej. Codziennie pracuję nad sobą i oczekuję jak największego czasu na boisku, wkładam w to wszystkie siły. Zawsze chcę więcej.
— Gol w Pucharze Ukrainy za „Dnipr-1” pozostaje do tej pory jedynym w twojej dorosłej karierze klubowej. Czy to nie naciska na ciebie psychicznie?
— Nie nadaję temu znaczenia, i ta statystyka nie naciska na mnie. Uważam, że przyjdzie moment — strzelę, i potem pójdzie.
— Jak w klubie oceniają aktualną sytuację w tabeli?
— Na każdy mecz wchodzimy z celem zdobycia trzech punktów. I wnioski po 10 grach jeszcze nie możemy. Przed każdym rundą naszym zadaniem — zdobyć maksymalną ilość punktów i przybliżyć się w tabeli bliżej do topu. Ogólnie naszym celem jest zająć jak najwyższe miejsce.
— Fajnie, że teraz jesteście wyżej niż MU w tabeli?
— To nic nie oznacza. Śledzimy siebie i nastawiamy się na zwycięstwo w każdym meczu.
— Przed tym sezonem z drużyny odeszli bramkarz Raya i napastnik Toney. Na ile to wpłynęło na drużynę? Jak ona się zmieniła?
— Nie uważam, aby to jakoś odbiło się na naszej grze i na wynikach. Tak, sprzedaliśmy dobrych zawodników, ale, moim zdaniem, drużyna pozostała tak samo silna i konkurencyjna.
— Jaki futbol chce widzieć od was Thomas Frank?
— Mamy swoją taktykę, ale różnie podchodzimy do każdego przeciwnika. Każdy mecz w Premier League jest bardzo trudny. Trener akcentuje naszą uwagę na natychmiastowym pressingiem przy utracie piłki i, jeśli przeciwnik na to pozwala, wymaga jak najwięcej posiadać piłkę. Nie boimy się grać przeciwko topowym drużynom i staramy się działać we własnym stylu.
— Jesteś ledwo najstarszy w pierwszej drużynie \"Brentfordu\". Jak się czujesz w zespole?
— U nas nie ma podziału według wieku, mamy jedność przyjaznego zespołu. Wszyscy wspierają się nawzajem i drużyna trzyma się razem.
— W "Brentfordzie” niedawno na testach był Ramik Gadżijew. Ty się nim opiekowałeś?
— Tak, oczywiście, wziąłem go pod opiekę. Ramik to dobry chłopak. Szkoda, że nie został.
— Co u niego nie wyszło?
— Dokładnie nie mogę powiedzieć. On trenował z drużyną B i czasami z pierwszym składem.
— Na ile śledzisz mistrzostwa Ukrainy? Jak ci się podoba aktualny poziom UPL?
— Oglądam niektóre mecze, w których grają przyjaciele. Ciekawe zobaczyć, wspierać ich. Oglądam za Nazarem Wołoszynem, Bohdanem Sliubik, a jeszcze jest para ludzi. Ciekawe obserwować Nazarenka — „Polissia” teraz dobrze występuje. Uważam, że w Ukrainie jest odpowiedni poziom futbolu przy obecnych warunkach. Mistrzostwa przetrwają, i dalej interesują kibiców, radując ludzi.
— Przewidujesz trójkę medalistów?
— „Dynamo”, „Szachtar”, „Polissia”.
— „Ołeksandria”, myślisz, nie utrzyma się w trójce?
— O, tak. Wtedy nazwę top-czwórkę: „Dynamo”, „Szachtar”, „Polissia”, „Ołeksandria”.
Pawło Klemenko