Były pomocnik „Krywbasa” Mykyta Tatarkow opowiedział o swoim doświadczeniu występów w Armenii („Piunik”) i Białorusi („Szachtar” Soliheorsk).
— W trakcie kariery grałeś w Armenii i Białorusi. Opowiedz o tym doświadczeniu, poziomie futbolu i życiu w kraju.
— Armenia to liga jednego miasta, gdzie wszystkie mecze odbywają się w Erywaniu. Warunki są kiepskie, tylko trzy boiska, z czego jedno sztuczne. Poziom gry jest porównywalny. Bardzo ciężko się gra, nie ma atmosfery. Czujesz się, jakbyś grał w ciągłych meczach towarzyskich. Jeśli porównać to z Ukrainą, to jest tutaj średni poziom Pierwszej Ligi. Normalnych drużyn jest tam tylko 2−3: „Piunik”, „Ararat”, więcej trudno wymienić.
— Dlaczego zatrzymaliście się w Armenii tylko na pół roku?
— Nie podobało mi się, przyjechałem, żeby zobaczyć, jak tam będzie. Obiecano normalne warunki, ale oczekiwania się nie spełniły. Spróbowałem i pojechałem.
— Co możesz powiedzieć o „Szachtarze” z Soliheorska?
— Szczerze mówiąc, gorszego miasta niż Soliheorsk nie widziałem w swoim życiu. Pełen „sowiet”, koszmar. Liga jest taka sama, normalnych drużyn jest tylko kilka, co roku spada po dwie drużyny. Nawet teraz patrzyłem: ten sam „Szachtar” na początku ligi ma już minus 20 punktów. Kto tam gra i po co? Nie wiem.
— Co możesz powiedzieć o poziomie życia w Białorusi i Armenii?
— Na Białorusi tylko 2−3 miasta są w porządku: Mińsk, Homel, a reszta to Związek Radziecki, tak tam zostało.
— Krywy Róg to bardzo surowe i trochę depresyjne miasto, czy na Białorusi jest tak samo?
— Tak, tylko tam wszystkie miasta są takie jak Krywy Róg. (Śmieje się).
Ihor Lysenko