Na początku lutego Bohdan Miłowanow podpisał trzyletni kontrakt ze szwedzkim klubem „Sirius”. 26-letni Miłowanow urodził się w Ługańsku, ale gdy miał pięć lat, jego rodzina przeprowadziła się do Hiszpanii. Na Piranach Miłowanow zaczął trenować w akademii madryckiego „Atletico”, był w „Getafe”, „Granadzie” i hiszpańskim „Sportingu” z Hihonu. Ostatnim klubem zawodnika, który niegdyś był powoływany do młodzieżowej reprezentacji Ukrainy, była portugalska „Aroka”.
— Bohdanie, jak oceniasz swój transfer do „Sirius”?
— Szwedzi chcieli zobaczyć, w jakiej jestem kondycji. Żebym przyjechał na 2-3 dni na testy. Od razu spodobałem się trenerowi. Trenowałem i zaczęły się rozmowy. Po dwóch tygodniach wszystko się rozwiązało. Od pierwszego momentu wszystko mi się tu podobało. Relacje z kierownictwem i trenerem, bardzo dobre z partnerami.
— Mistrzostwa Szwecji zaczynają się wiosną. Jakie zadania stoją przed „Sirius”?
— Mamy dobrego trenera, wielu młodych, utalentowanych graczy. Nie ma czego się bać. Wszyscy są zmotywowani i nastawieni na dobry sezon. Trener drużyny promuje ciekawą piłkę nożną. Gdzieś wizje trenera są zbliżone do tego, w jaki futbol grałem w Hiszpanii. Drużyna będzie się jeszcze wzmacniać doświadczonymi zawodnikami. Chcemy uszczęśliwić naszych kibiców i dobrze wystartować w mistrzostwach.
— Mistrzostwa Szwecji to krok naprzód?
— Tak. Przez jakiś czas byłem bez klubu. Miałem problem z agentem. Mówili mi jedno, obiecywali, ale nic z tego nie wychodziło. Udało mi się zakończyć umowę z nimi 15 sierpnia. Były opcje pod koniec okna transferowego, ale nic, co mi się podobało. Dlatego postanowiłem poczekać do stycznia na lepszą ofertę. Udało się. „Sirius” to dobre rozwiązanie dla mnie. Podpisałem trzyletni kontrakt. Mam nadzieję, że pomogę drużynie.
— Co wiedziałeś o szwedzkiej piłce nożnej?
— Niezbyt wiele. Wiedziałem o czołowych drużynach, które grają w europejskich pucharach. Nigdy tu nie byłem. Już mi wszystko opowiedziano. Kibice żyją piłką nożną.
— Grałeś w Portugalii w „Aroce”. Opowiedz o tym doświadczeniu?
— Byłem tam dwa lata. Umowa dobiegała końca. Klub proponował przedłużenie współpracy. Byłem niewiele zadowolony. Przyszedłem z Hiszpanii, by grać we wszystkich meczach. Był tam jeden gracz wypożyczony z „Bragi”. Grałem, ale nie stale. Byłem młody, trzeba było grać we wszystkich meczach, żeby potem przejść do silniejszego klubu. Dlatego postanowiłem zakończyć umowę z nimi.
Kiedy grałem w Hiszpanii, to była zorganizowana piłka nożna. W Portugalii bardziej indywidualna. Dla obrońców to trudne: trzeba było się przyzwyczaić, przekształcić. Nic, to też doświadczenie. Jeśli wszystko jest dobrze, to szybko cię sprzedają. Mieliśmy dobre sezony. Pierwszy sezon na 5. miejscu i graliśmy w Lidze Konferencji, a potem zakończyliśmy na 7. miejscu.
— Krążyły pogłoski, że możesz zostać graczem polskiej „Stali”. Dlaczego tak się nie stało?
— Zaprosili mnie na testy. Trenowałem z nimi przez tydzień. Trener chciał, żebym został i grał.
Przed przyjazdem oferowano jedne warunki. Kiedy zaoferowano umowę, były tam całkiem inne warunki. Oferowali więcej i więcej, ale nie to, co obiecywali. Wiedzieli, że jestem bez klubu. Dlatego wywierali presję. Drużyna pojechała do Hiszpanii na zgrupowanie. Jutro wyjeżdżamy, a ty myśl. Wszystko to wyglądało jak ultimatum. Wziąłem rzeczy i wróciłem do domu. Po czym pojawiła się opcja z „Siriusem”.
— Jesteś wychowankiem akademii „Atletico” Madryt. Opowiedz więcej o akademii „materaców”?
— Byłem tam w wieku 11-12 lat. Przebywałem tam 2 lata. Dobra akademia, są wszystkie warunki. Tam zacząłem grać w piłkę nożną. Przeszedłem testy i mnie wzięli.
Kiedy przyjechaliśmy do Hiszpanii, nie mieliśmy nic. Rodzice podejmowali się wszelkiej pracy, aby nas z bratem zapewnić. Jestem wdzięczny rodzicom, że dali mi możliwość zajmowania się piłką nożną.
— Jak trudno jest zbudować karierę profesjonalnego piłkarza w Hiszpanii?
— Bardzo trudno. W każdym kraju trudno stać się profesjonalnym piłkarzem. Bardzo wielu graczy chce zostać profesjonalistami. Konkurencja jest ogromna. W Hiszpanii jeszcze trudniej, bo poziom jest wysoki.
Byłem tam od 5. roku życia. Moi przyjaciele wszyscy się bawili. Ja jeździłem autobusem 2 godziny w jedną stronę na trening. Uczyłem się w autobusie. Było trudno.
— „Getafe”, „Sporting” Hihon… Jak oceniasz ten okres w tych klubach?
— Byłem wtedy młodym zawodnikiem. Miałem 17 lat. Grałem w drugiej drużynie „Getafe” w Segundzie B. „Sporting” mnie zobaczył i postanowił podpisać do drugiej drużyny. Tam zagrałem półtora sezonu i przeszedłem do pierwszej drużyny, gdzie spędziłem 3 lata.
„Sporting” to bardzo dobry klub. Mają dobrą bazę, 10 boisk treningowych, kuchnię. Wszystko na bardzo wysokim poziomie. Każdy mecz domowy gromadzi 20-22 tysiące widzów. W Portugalii mieli lepsze warunki, dlatego postanowiłem iść dalej.
— Przypomnij sobie występy w młodzieżowej reprezentacji Ukrainy?
— Zawsze miałem marzenie grać za Ukrainę. Kiedy grałem w „Sporting”, zaproszono mnie do „młodzieżówki”. Rozegrałem 7 meczów i strzeliłem jednego gola. Wyróżniłem się w bramce Malty. Wtedy tylko Ruslan Rotan zaczynał swoje pierwsze eliminacje do Euro. Moim konkurentem na pozycji prawego obrońcy był Jewgienij Konopla. Drużyna była dobra. Trochę brakowało doświadczenia. Teraz śledzę pracę Rotania w „Ołeksandrii”.
Jeden raz byłem nawet w kadrze narodowej, gdy trenerem był Andrij Szewczenko. Spędziłem z nimi tydzień.
Kiedy byłem w Portugalii, napisali, że mnie obserwują. Dlatego nie wziąłem hiszpańskiego paszportu. Miałem nadzieję na powołania do reprezentacji. Teraz postanowiłem już wziąć hiszpańskie obywatelstwo. Zawodnicy muszą zarabiać. Można to robić w klubach, a nie w reprezentacji.
— Pół roku bez piłki to trudne?
— Myślałem, że będzie trudno, ale nie myślałem, że aż tak. Jestem mentalnie silny. Dlatego nie poddałem się i cały czas pracowałem z trenerem personalnym. Trenowałem z jedną drużyną w Madrycie. Teraz jestem w lepszej formie, niż byłem wcześniej.
— Czy śledzisz UPL i za kogo kibicujesz?
— Nie oglądam meczów. Śledzę graczy, z którymi kiedyś grałem. Z Wasylem Krawcem występowaliśmy w „Sporting”. On, prawda, teraz gra w Pierwszej lidze za „Metalist-1925”.
— Urodziłeś się w Ługańsku. Jak znalazłeś się w Hiszpanii?
— Przeprowadziliśmy się, kiedy miałem 5 lat. Moja ciotka mieszkała w Hiszpanii już wiele lat. Zapraszali nas do siebie. W Ługańsku została siostra mojego ojca.
Serhij TYSZCZENKO