— „Dynamo” rzekomo normalnie rozpoczęło wiosenną część zwycięstwem nad „Karpatami”, a potem była utrata punktów z „Worskłą”, wymęczone zwycięstwo nad LNŻ dzięki nieszczęśliwemu wypadkowi w postaci samobóju Putry, teraz oto remis z „Zoriją”, przy założeniu, że już w dziesiątej minucie meczu Kijowianie przegrywali 1:2. Co dzieje się z „Dynamo”? Czy nie za wcześnie na drużynę powieszono złote medale?
— Cóż, nie wiem, kto powiesił. Powiem tak — wszyscy rozsądni specjaliści wiedzą, co to jest dystans w 36 punktach, które ma drużyna od początku mistrzostwa. Może się zdarzyć wszystko, co tylko możliwe — kontuzje piłkarzy itd. Biorąc pod uwagę, jaką politykę transferową prowadzi „Dynamo” w ciągu ostatnich pięciu lat, można powiedzieć tak — w klubie po prostu kończą się naboje, z przyczyn obiektywnych. Wyjeżdżanie na piłkarzach U-19 — to utopia, samookłamywanie. Tym bardziej, w kontekście poziomu mistrzostw Ukrainy U-19. Tam obecnie w ogóle nie ma możliwości wychować piłkarzy. Nawet w europejskich pucharach, gdy młodzież U-19 gra — Kijowianie tam występują półtora-dwa lata starsi niż wszyscy inni. I to, nawet, mamy tam problemy.
Teraz „Dynamo” przeżywa bardzo duży kryzys, brak jest we wszystkim. Nie będę krytykował zarządzania klubu, prezydenta, po prostu taka sytuacja się stworzyła, że nie ma teraz wolnych funduszy, które można byłoby przeznaczyć na transfery, budżet klubu jest w stresie. Co, naturalnie, odzwierciedla się na graczach. Piłkarze też nie są głupi. Widzieli, że nie mają konkurencji, klub nikogo nie kupuje, z dołu nikt nie naciska. Z tego wypływają pewne psychologiczne niuanse. Plus same w sobie gonitwy „punkt w punkt” — mimo handicapu w 10 punktach, myślę, że „Szachtar” poradzi sobie, a na finiszu wszystko będzie bardzo równe. Ukraiński kibic jeszcze dostanie adrenalinę, ponieważ włączy się psychologia, w „Dynamo” są doświadczeni gracze, z kolejki na kolejkę każdy mecz dla Kijowian będzie jak ostatni. Czy zarządzanie, główny trener, prezydent będą w stanie skoncentrować drużynę — życie pokaże. A przerwa ze zgrupowaniem daje szansę na zaleczenie wszystkich ran.
Zupełnie inna sytuacja w „Szachtarze”. Klub w swoim doborze jest absolutnym faworytem w Ukrainie. Zobaczcie, jacy tam grają piłkarze, to tylko cud, że nie strzelają. Można powiedzieć, że tutaj się nie szczęści, ale pod względem jakości są tam zgromadzeni ludzie, którzy za rok-dwa w Lidze Mistrzów będą grać z wszystkimi na równi. I to nie tylko moje zdanie. A to, co teraz kupują głównie ukraińskie kluby — to szrot. Kto im tych piłkarzy wciska, nie wiem. Ale to rzecz prezydentów, słuchać różnych doradców, skautów i wszystkich innych, którzy ładnie robią w uszach.
Jedyną osobą, którą chciałbym wyróżnić — to „Weresz”. Tam jest bardzo dobry trener, zauważyłem ich jeszcze na obozach, udało mi się zobaczyć kilka ich meczów kontrolnych, zobaczyłem, że drużyna ma pomysł. No i oczywiście, ostatni mecz przeciwko „Polesiu” w wykonaniu „Weresz” był po prostu wspaniały, wynik mówi sam za siebie. Tam nie ma gwiazd, ale zbalansowana, przemyślana gra zasługuje tylko na komplementy. Zbudować z niczego piłkę — to trzeba umieć.
— „Polesie” nazywano trzecią siłą w ukraińskim mistrzostwie, ale w świetle tego, jak ta drużyna przegrała z „Weresz”, która zajmuje ósme miejsce, pojawiają się bardzo dużą wątpliwości. Co powiesz?
— No to zaczniemy od tego, że tam grały dwie drużyny. „Weresz”, powtórzę, wyglądali po prostu wspaniale. Z drugiej strony, zdejmuję kapelusz przed prezydentem „Polesia” Hennadijem Butkewiczem. On idzie, myli się, ale i tak chce coś osiągnąć. Prędzej czy później nabije guzów i oczyści kadrę. Ile on już zmienił dyrektorów sportowych. Sławko Szewczuk — dobry facet. Czy wystarczyło mu wiedzy i zrozumienia zarządzania, aby zbudować tę wieżę, aby wszystko prawidłowo funkcjonowało? Zobaczymy.
W każdym razie prezydent „Polesia” ma jakiś swój plan. Słucha wielu. Kiedyś ufał jakiejś jednej grupie, ale coś się rozpadło. Druga grupa mu teraz jeździ po uszach. Ale jakoś do rezultatu przyjdzie. Tu najważniejsze — żeby nie wstawiali kije w koła. Przecież wszystkiemu przeszkadza nasz ukraiński mental, na*abić towarzysza — to święte. Ale jak doświadczony biznesmen, Butkewicz rozwinie, co do czego.
Tak samo i trener Imad Aszur. Tak, dobry facet, ale dobry facet to nie profesja. Wszystko pokaże rezultat.
— W końcu wrócimy do „Szachtara”. Po „Brestu” rzeczywiście pojawiła się nadzieja, że drużyna się przełamie, ale teraz, w świetle ostatnich wyników w wiosennej części mistrzostw, widzimy, jak wszystko wraca na stare tory. Niezbyt przekonujący remis z „Krywbassem” zmienił się w nie mniej nieprzekonywującą, jeśli nie fatalną, grę z „Karpatami”, wyjątkiem było zwycięstwo nad „Ołeksandrią” (i to, trzymało obronę do 77. minuty, a potem, przepuszczając, musiało się otworzyć), a zaczęło się od bladego zwycięstwa nad „Lewym Brzegiem”. Po meczu z „Karpatami” Marino Puszysz powiedział, że walka o mistrzostwo zakończona. Przyznał się do swojej niezdolności, by dać drużynie więcej? Z trenerem należy się pożegnać?
— Nie, to absolutnie błędne zdanie. Wszyscy specjaliści w Europie to słyszeli i oklaskiwali Puszycha, ponieważ przyjął cios na siebie i po prostu chce uspokoić drużynę. Najprawdopodobniej te napięte wyścigi, związane z tym, że „Szachtar” cały czas gra w pogoń, bardzo mocno obciążają piłkarzy. Plus trzeba jeszcze uwzględnić mentalność „Szachtara”, którzy są brazylijscy — bo tam młodzi gracze, wszystkim chłopcom plus-minus po 19−20 lat. Oni zdecydowanie są bardzo utalentowani, o czym mówią i te sumy, za które klub ich kupuje. A takie wahania — są charakterystyczne dla ich wieku. Chłopcy choć są Brazylijczykami, ale jeszcze nie mogą grać w zbalansowany futbol.
Dlaczego „Szachtar” pożegnał się z Ukraińcami? Zdaniem kierownictwa „Szachtara”, oni nie nadają się do wielkich zadań. Rozwalają listę płac i zwalniają miejsce dla nowych piłkarzy, w klubie są plany, aby zrównoważyć się Ukraińcami i jechać swoimi torami, które doprowadziły ten „Szachtar” do sukcesu. I, moim zdaniem, to jest słuszne. Choć ja i kijowianin, kibic „Dynamo”, „Szachtarowi” biję brawo, ponieważ czysto piłkarsko nie mogę powiedzieć, że w donieckim klubie coś robią nie tak. I chciałbym, żeby „Dynamo” w tym względzie chociaż trochę, ale było podobne do „Szachtara”.
— W meczu z „Karpatami” w drugim połowie „Szachtar” taktycznie nie zdołał dostosować się do tej gry, którą zaproponowali lwowianie. Plus Alisson, 19-letni debiutant, bez jednego treningu wpadł, jak to się mówi, z okrętu na ląd. To pozytywny moment czy mówi o tym, że główny trener do końca nie kontroluje sytuacji w drużynie?
— Taktyczny obraz tej gry był bardzo prosty. „Karpaty” wyciągnęły wnioski po pierwszej kolejce, kiedy starały się zagrać przeciwko „Szachtarowi” w otwarty futbol i ostatecznie przegrały 2:5. W ostatniej grze zagrały agresywnie zbalansowane, osiem osób za linią piłki, w efekcie czego „Szachtar” napotkał problem. „Szachtar” miał, szczególnie w pierwszej połowie, sytuacje — i wyjścia sam na sam, inne niebezpieczne sytuacje z półmomentami. W tym czasie, w drugiej połowie czysto wizualnie wydawało się, że „Karpaty” się ogryzają. Mieli momenty do ucieczek w kontrataki, a także mieli szanse na zdobycie bramki. Ale to dlatego, że „Szachtar” poszedł va banque, odsłonił wszystkie swoje flanki. Drużyny grały do momentu zdobycia bramki, gdyby przepuściły „Karpaty”, to byłby biały flagi, przepuścić „Szachtar” — nie ma pewności, że w ogóle mogliby zremisować. Doniecka drużyna znalazła się w niekorzystnej dla siebie sytuacji — długo zaprzęgali, marnowali sytuacje, zarówno taktycznie, jak i psychologicznie po prostu nie zdołali dociągnąć tego meczu do końca.
Wszyscy rzucili się na Puszycha, takiego owakiego. Powiem swoją opinię. Choć nie jestem wielkim fanem bałkańskich kierunków, ale Puszich, jak na mistrzostwa Ukrainy, jest zbyt inteligentnym, wykształconym trenerem. Z wielkiej litery. To jego pierwsze doświadczenie jako głównego trenera, ale gdy go słucham, to czerpię przyjemność z jego reakcji, z tego, jak pracuje z dziennikarzami. To przykład do naśladowania dla naszych ukraińskich trenerów.
Co do tego, że bez jednego treningu został wypuszczony Alisson, to jest to ryzyko trenerskie. Puszich po prostu dał temu graczowi poczuć smak trwogi, plus pokazał, że gracza czekano i na niego liczono. A liczył na niego trener, ponieważ uważał, że jego brazylijska genetyka mogłaby pozwolić na niezstandardowe zagranie w niektórych momentach. I ponieważ jeszcze nie do końca opanował wszystkich umiejętności organizacji gry „Szachtara”, to się nie udało. Ale chłopak się starał, wszyscy widzieliśmy, że to wartościowy piłkarz. Potrzebuje jeszcze czasu na adaptację, ile — na razie nie wiadomo. Wiemy tylko, że Latynosi, szczególnie Brazylijczycy, muszą mieć stworzone szczególne warunki. Co „Szachtar”, w zasadzie, umie robić.
— Jakie właściwie są problematyczne pozycje w „Szachtarze”?
Jeśli chodzi o problemy „Szachtara”, to są one obserwowane w strefie defensywnej, i na tę pozycję trudno znaleźć Brazylijczyków. Ale można poszukać i w innych krajach, w tej samej Czechii, pamiętamy, był Tomasz Hübshman. Więc myślę, że klub ma całkiem możliwość znaleźć silnego gracza, który będzie odbierał i dawał Brazylijczykom, a ci będą strzelać. A Ukraińcy przy tym będą bronić się. Sto procent, ta drużyna ma przyszłość.
— Jeśli chodzi o transfery „Szachtara”, to, oprócz Alissona, przybyli jeszcze Elias, Arroyó, ale jak na razie jeszcze nie widzimy ich realnej wartości dla klubu. W tym samym czasie odeszło od razu trzech liderów-Ukraińców — Stepanenko, Zubkow, Sikan. Jak bardzo równoważna jest taka roszada?
— Cóż, Stepanenko ma już 35 lat, jest zasłużonym piłkarzem. Choć Taras jest w dobrej formie sportowej, idealnie pasował do stylu „Szachtara”, ale klub nie może na niego liczyć, bo są jeszcze strategiczne wytyczne w odniesieniu do polityki transferowej. Myślę, że „Szachtar” postąpił bardzo dobrze, i Stepanenko przeszedł wspaniałą karierę w donieckim klubie, wszystko w porządku.
Co do nowicjuszy, którzy przyszli, to tutaj po prostu trzeba cierpliwości. Ci chłopcy adaptują się, a potem pokażą siebie w całej krasie. Przyzwyczają się do naszych pierogów, do naszych warzyw. U Latynosów ten proces zajmuje od pół roku do roku, zanim dojdą do siebie w Europie. Dla nich wszystko zmienia się — klimat, przyjaciół i rodziców brakuje. Ale, znowu, „Szachtar” umie z nimi pracować, i klub to nie raz udowodnił.
— To, że Ukraińcy poszli tak po prostu do tureckiego mistrzostwa. Był czas, kiedy „Szachtar” tak po prostu, bez specjalnego targu w mistrzostwach Turcji swoich piłkarzy nie wypuściłby. Można powiedzieć, że w obecnej sytuacji na decyzje, przede wszystkim, graczy wpływają nie tyle futbolowe, co we wszelkich sensach czynniki życiowe?
— Spójrzcie, co to znaczy budowa drużyny i klimat wewnątrz drużyny. Jest jakiś balans. Najprawdopodobniej, po prostu przeszacowanie Ukraińców i jakieś wewnętrzne sytuacje zmusiły kierownictwo donieckiego klubu do wystawienia na transfer i zrealizowania tych piłkarzy. Nie ma wątpliwości, że są ku temu powody. Nie wiemy, jak Zubkow zachowywał się w drużynie, ale to, że jest chłopcem bardzo ambitnym — to wszyscy wiedzą. Znaczy, może coś było nie tak. Jeśli klub tak łatwo pozbywa się takich graczy, to znaczy robi to nie bez powodu, bo nie wszystko wiemy. W Europie istnieje pojęcie jak chemia w szatni. Najprawdopodobniej, ten balans został naruszony, trenerzy i specjaliści to poczuli i postanowili poprawić szatnię.
Jeśli chodzi o czynniki pozafutbolowe, powiem, że i kibice, i dziennikarze przyzwyczaili się widzieć sytuację w trochę krzywym zwierciadle. Przecież nie wiedzą, jak żyją piłkarze, co myślą. Gracze, przechodząc do innego klubu, całują jego herb. To czysto performans. Piłkarz — to profesjonalista, który pracuje za pieniądze. I każdy kieruje się tylko jednym — mój czas w futbolu jest bardzo krótki, i muszę maksymalnie uzyskać dochód za to, co oddaję swojemu zdrowiu. Ci sami Brazylijczycy przyjeżdżają tutaj nie za darmo, ich honoraria są bardzo wysokie, żeby byli w „Szachtarze” w takiej chwili, jak teraz.
Ukraińscy piłkarze, oczywiście, solidaryzują się ze wszystkim, co się dzieje, ale nawet w tej sytuacji mają głowy obrócone w kierunku biznesu. Tak, są patriotyczni, ale są profesjonalistami, zarabiają pieniądze.
W ogóle na futbol trzeba patrzeć jak na biznes. Cała Europa pracuje na to, aby dostać się do europejskich pucharów i być w show, zarabiać pieniądze. Nikt nie chce ich marnować na wiatr.
W ukraińskim mistrzostwie to nie wychodzi przez sytuację polityczną, ale nawet gdyby była stabilna, nasz futbol temu show nie odpowiada. Ile mamy stadionów, które odpowiadają poziomowi europejskim? Cztery-pięć na całą kraj. Jak rodowity Kijowianin, z wielką czcią odnoszę się do stadionu imienia W. Łobanowskiego. Ale czy można na tym stadionie oglądać show?
Już od wielu lat żyję w Czechii. Jeszcze dwa-trzy lata temu Czesi byli daleko- daleko za ukraińskimi klubami. Dopiero co podnieśli honoraria za zawody, Czesi docenili to jako biznes i zaczęli inwestować. I choć w Czechii są małe stadiony, to wystarczy spojrzeć, jak na nich organizuje się show, jak to robią w tej samej Polsce. A nasze telewizja z naszych stadionów nie potrafi zrobić produktu, obrazka. Ostatni przykład — „Karpaty” wciągnęły „Szachtar” na stadion „Ukraina”. Czego tam oczekiwać, jeśli na tym stadionie, w zasadzie, nie ma oświetlenia? O boisku już milczę — jakiś gnój.
— Jeszcze trochę o samym futbolu. „Ołeksandria” demonstruje teraz dobrą stabilność, pomnożoną przez rezultat, dużo strzela. Chociaż, wydawałoby się, wszyscy już tę drużynę znają. W czym zatem tkwi powód tego sukcesu i czy rozumieją gracze oraz sztab trenerski wytrzymać rosnący z każdym turę na nich presję?
— Miałem zaszczyt pracować z Rusłanem Rotaniem tutaj, w Czechii. Znam tę osobę osobiście, jego cechy, jego poglądy na futbol, stosunek do futbolu. Rusłan ma jedną cechę — umie stworzyć mikroklimat i zbalansowaną sytuację roboczą, w której piłkarze mu wierzą i trenują z wielkim entuzjazmem. To jest motor wszystkich sukcesów „Ołeksandrii”. Przy tym, nie można powiedzieć, że tam są super utalentowani piłkarze z kosmicznymi cenami. To zbalansowana drużyna.
Jednocześnie sam obserwuję wzrost Rusłana Rotania jako trenera i cieszę się, że z niektórych pomysłów rezygnuje, innych wręcz przeciwnie, nadal się trzyma. Siła „Ołeksandrii” — w szatni, w duchu. Rusłan zdołał stać się trenerem. To jest najważniejsze.
— Nie można nie zaznaczyć, że „Ołeksandria” Rotania potrafi grać przeciwko drużynom, które zazwyczaj „suszą” grę. Mecz z „Obołonią” to po raz kolejny pokazał. Na czym to się udaje?
— Nie ma takich samych trenerów. Niemożliwe jest kopiowanie futbolu, na przykład, Guardioli, Mourinho, Kloppa czy kogoś innego, ponieważ styl gry drużyny tworzy się pod konkretnych wykonawców, którzy są w klubie. Normalny specjalista ma swój styl w budowie, organizacji gry. Moim zdaniem Rusłan zmierza do swojego stylu, i już, uważam, przebija się jego styl, który nie jest podobny do żadnego innego, biorąc pod uwagę wykonawców, którzy są w jego dyspozycji.
Oklaskuję Rusłana, cieszę się, że jest w zespole i jestem pewien, że będzie wszystkich jeszcze terroryzował do ostatnich tur mistrzostw.