Były skrzydłowy reprezentacji Ukrainy JeWgen Konoplyanka opowiedział, jak idą jego sprawy jako agenta na zagranicznym rynku.
— Czy chce pan pracować również z obcokrajowcami? Może już pan ich ma?
— Są, tylko na razie nie na papierze. Wiele osób chce, tak jak wcześniej: „Znajdź coś, a potem podpiszemy”. Teraz ta funkcja trochę nie działa, i wszystko im bardzo łatwo tłumaczę. Jeśli coś będzie nie tak, to ja człowiek słowa — rozwiążę tę umowę i wyrzucę przed zawodnikiem do śmieci. Jeśli czegoś nie zrobię, może dać wywiad pierwszemu, drugiemu. To będzie mi w plus czy minus? On odpowiada: „Minus”. Mówię: „No to kogo się boisz?”
Teraz chcę wyjaśnić, po co potrzebny jest papierek. Kiedy dzwonię do klubu: „To taki i taki, chcę wam zaproponować zawodnika”. Tam pytają: „A czy jesteś agentem?” Pokazuję: „Oto dokument”. Tylko do tego. Wiecie, jak wcześniej to wszystko było? Dawasz agentowi dokument, nawet nie wiesz, kto on taki, a on znika. I co z tym zrobisz? Nic nie możesz podpisać bez niego. Teraz wszystkim mówię: „Znasz mnie dobrze jako zawodnika, jako człowieka. Później w przypadku czegoś nagadacie na mnie w wywiadzie, i to będzie mi w minus. A ja tego nie chcę”.
Chcę, żeby z moimi zawodnikami i klubami mogłem rozmawiać szczerze. Żeby w 70 lat leżał, oglądał futbol i pokazywał: „O, to mój kozaczek biega, który zdobył dwie "Złote Piłki”. Będę się z tego cieszył, bo będę wiedział, że nikogo nie oszukiwałem.
Pytałeś o zagranicznych zawodników. Tak, mamy, jesteśmy z nimi w kontakcie, ale na razie bez kontraktów. Ale, myślę, że dopiero weszliśmy na ten rynek i mieliśmy mało czasu. Powoli-powoli — i wszystko będzie.