Znany ukraiński trener Wiaczesław Hroźny podzielił się swoimi wrażeniami z meczu końcowego, 6. kolejki Ligi Narodów między drużynami Albanii a Ukrainy (1:2).
— Wiaczesławie Wiktorowiczu, drużyna zrealizowała zadanie minimum, weszła do play-off o awans. Zwycięska gra z Albanią, moim zdaniem, szczególnie w pierwszej połowie, była spokojna, chociaż decydująca. Co wpłynęło na przebieg wydarzeń?
— Poziom zawodników naszej drużyny, przy całym szacunku dla reprezentacji Albanii, jest znacznie wyższy. Nawet ci zawodnicy, którzy obecnie z różnych względów mają mniej gry w klubach, w tym Saszka Zinčenko i Roma Jaremczuk, którzy za trenera Andrija Szełczenki zawsze byli kluczowymi graczami, wczoraj byli liderami na boisku. To mówi o dużej konkurencji w reprezentacji. A spokojna gra wynikała z szybko zdobytych bramek. Gdyby to się nie zdarzyło, obawiam się, że musielibyśmy się zdenerwować.
— Serhij Rebrow trafił z zmianami, które miały miejsce po spotkaniu z Gruzją?
— One same narzucały się. Jaremczuk, gdy wszedł na zmianę w Batumi, potwierdził, że niezależnie od ilości czasu, który spędza w grach za „Olimpiakos”, jest zawodnikiem wysokiej klasy. Oddał asystę, z której mieli strzelać Gucułyak i Nazarenko. Jaremczuk, tak jak Zinčenko, jest obecnie głodny gry. Oni, jak i reszta, w meczu z Albanią zrobili różnicę na każdej części boiska.
Mamy bardzo mocną pozycję bramkarza, Zabarniy to w ogóle top i, biorąc pod uwagę problemy w obronie w „Real” czy „Manchester City”, myślę, że te potężne drużyny już zwróciły na niego uwagę. Po zakończeniu mistrzostw Anglii czy nawet w zimowym oknie transferowym Ilja może znaleźć się w superklubie.
Mikolenko gra na wysokim poziomie, Konoplja wiele pracuje na atak, oddał asystę na Jaremczuka. Zauważę również podanie Sudakowa — w piłce, jak i w hokeju, statystycy muszą liczyć nie tylko ostatnie podanie, ale wszystkich zaangażowanych w akcję bramkową.
— Reprezentacja Ukrainy przeprowadziła mecz bardzo pewnie. Dlaczego czegoś takiego nie obserwowano na początku Ligi Narodów?
— W wrześniowych spotkaniach straciliśmy pięć bramek. Przy stałych fragmentach w kierunku naszej bramki były problemy, bramkarz często ratuje, co świadczy o problemach w obronie. Przy naszych atakach nie udawało się dostarczyć piłki do pola karnego rywali. Ale praca Rebrowa i sztabu szkoleniowego była dobrze wykonana, w październiku zobaczyliśmy już inną drużynę. Tak samo w listopadowych meczach.
Nie miałem wątpliwości, że wygramy. Reprezentacja Albanii w Lidze Narodów na własnym boisku nie zdobyła żadnej bramki, tylko nam, i to z rzutu karnego. Przegrali z Gruzją, uratowali się w spotkaniu z Czechami na 0:0. Albańczykom łatwiej grać na wyjeździe, gdy mają możliwość przeprowadzania szybkich ataków. A nasza drużyna nie dała im takich okazji.
— Krytyka drużyny również przyniosła swoje efekty.
— Nie w niej rzecz. Krytykować będą zawsze. Przypomnijcie sobie, co pisali o Mancini, gdy Włochy nie zakwalifikowały się na mistrzostwa świata, chociaż wcześniej za zwycięstwo na Euro nosili go na rękach. Tak samo pod ostrzałem dziennikarzy znalazł się teraz Ancelotti z „Realem”. W sporcie bez tego ani rusz. Nawet jeśli zostaniesz mistrzem, to i tak znajdą się tacy, którym coś się nie spodoba. Ludzie publiczni muszą przyzwyczaić się do krytyki.
Jeśli chodzi o wynik, to nie jestem pewien, czy zremisowaliśmy w Gruzji, gdybyśmy nie strzelili pierwsi. A z Czechami, gdy przegraliśmy 2:3, nie mieliśmy prawa przegrywać. Tak samo nikt nie myślał, że Gruzini przegrają z Albanią na własnym boisku. Teraz będą grać o utrzymanie w Dywizji „B”, chociaż liczyli na awans do grupy drużyn Dywizji „A”. Byli tak pewni sukcesu, że przedłużyli kontrakt z trenerem Willim Sanyolem. Mieliśmy w ogóle trudny kwartet, wszystkie drużyny — uczestnicy ostatniego Euro. Sytuacja turniejowa zmieniała się ciągle. Na rozdział miejsc wpływał każdy mecz.
— Kto w naszej drużynie był najlepszy na boisku?
— Zinčenko słusznie otrzymał „Lwa meczu”. Teraz Arteta w „Arsenalu” zastanowi się, dlaczego Saszy nie ma miejsca z lewej w obronie, chociaż umiejętnie działa i w środku pola jako dyspozytor. Na tej pozycji może pomóc „kanonierom” w walce o mistrzostwo. Tak samo trener „Olimpiakosu” musi przyjąć odpowiedź przed kierownictwem klubu, dlaczego Jaremczuk nie gra w Grecji, a za reprezentację Ukrainy strzela.
— W grze z Albanią na boisku nie było żadnego zawodnika Dynama. Z czym to, pana zdaniem, jest związane?
— A Zabarniy i Mikolenko? Rebrow przeprowadził rotację. Myślałem, że będą dwie lub trzy zmiany, a on wpuścił od razu czterech świeżych zawodników. Szaparenko i Brażko dobrze spisali się w meczu z Gruzją, wykonali wiele czarnej roboty. Potrzebna była świeża krew. Dlatego weszli Zinčenko z Kalużnym.
— Mówił pan o problemach w obronie, które były w reprezentacji we wrześniu. Teraz są za nami?
— Wtedy rozmawialiśmy z wami, a wy zrobiliście nagłówek: „Dajcie Rebrowowi czterech Zabarnych”. Ich naprawdę nie ma, ale drużyna gra mocniej. Problem nie tkwi tylko w braku wykwalifikowanych obrońców. Wczoraj rozmawiałem z Waściukiem i zgodziliśmy się na tym, że obecnie wszyscy grają w strefie, nie ma libero ani osobistych obrońców. Nastała zbiorowa bezodpowiedzialność. Nikt nikogo nie trzyma. I tak w wielu drużynach. Przypomnijcie sobie, jak Zinčenko strzelił pierwszą bramkę. Jego opiekun znajdował się w pięciu metrach, stał i patrzył. Kiedy Wład grał, to między nim a przeciwnikiem odległość o pół mikrona nie mogła być, nie było szans, aby napastnik mógł dostać piłkę. Teraz od dzieciństwa uczą strefowej obrony, a obrońcy nie umieją grać jeden na jeden. To duży problem, dlatego tacy jak Zabarniy nie mają ceny.
Generalnie nasi obrońcy, Mikolenko, Matwijenko, Konoplja, mieli niewiele pracy. Nasza drużyna kontrolowała piłkę, a dzięki wyższemu klasie wyglądała pewnie. Czerpaliśmy radość z gry. A gdy działamy z maksymalną intensywnością, pod presją, powstają problemy. Jak w pierwszym meczu z Albańczykami. Wtedy grali bardziej ostro, kontaktowo.
— W porównaniu z meczem w Gruzji, co zmieniło się w grze naszej drużyny?
— Nic. Po prostu weszli świeżsi zawodnicy. Albańczycy na naszym tle wyglądali bardziej zmęczeni — dało się we znaki napięcie w grze z Czechami. Zmieniła się nasza grupa ataku, tylko Mudryk i Sudakow pozostali. Rebrow poprosił, aby szybciej dostarczać piłkę do stref uderzenia, a u nas duża grupa zawodników łatwo oddaje takie podania.
Mudryk wyglądał nie tak wyraziście, jak w Batumi, ale tutaj trzeba wiedzieć, jaka jest jego trudna pozycja. I nie było potrzeby obijania przeciwników, ciągnięcia za sobą drużyny. Tym bardziej, że strzeliliśmy dwie szybkie bramki, Jaremczuk odbijał, grał między liniami. Atakującego potencjału wystarczało, a gdyby powstała potrzeba, to szybko dodałby aktywności na swoim skrzydle.
— Możecie porównać grę Dovbika i Jaremczuka?
— To różne zawodnicy. Jaremczuk zamyka wolne strefy, otwiera się między liniami, dostaje piłkę, oddaje. Dovbik to wyraźnie wyrażony napastnik. Nie ma sensu, żeby odchodził do tyłu, aby dostać piłkę, łatwiej mu grać twarzą do bramki przeciwnika, wyprzedzać. Tak samo działa Harry Kane. Artem nie mógł wyjść na boisko, pisano, że ma mikrouraz, nie było sensu nim ryzykować.
— Zwycięstwo pokazało, że nasza drużyna ma charakter.
— Wygraliśmy, nawet jeśli nie strzeliliśmy szybki bramek. Nasza drużyna gra mocno i pewnie, kiedy trzeba dawać wynik. Przypomnijcie sobie spotkania z Bośnią, Islandią. Ma prawdziwy ukraiński charakter. Kiedy jest trudno, wkładamy więcej wysiłku. Kiedy bardzo ciężko, robimy coś niesamowitego.
— W piątek — losowanie play-off. Z którym rywalem, pana zdaniem, grałoby nam się łatwiej?
— Węgry, Serbia — tam będą zaangażowane momenty polityczne. Obie te drużyny przeżywają nie najlepsze czasy. Pod względem potencjału Serbowie są silniejsi, ale nie mogą się w pełni otworzyć, są jakieś sprzeczności w drużynie.
W Belgii również jest konflikt w reprezentacji. Czołowi piłkarze nie chcą grać za narodową drużynę z powodu sporów z trenerem Tedesco. W pięciu ostatnich meczach zdobyli jedną punkt. Spotykaliśmy się na Euro, z nią można grać.
Szkocja różni się charakterem. Mają niewielu zawodników wysokiego poziomu, jest kilka osób z „Liverpoolu”, „Manchesteru United”, „Aston Villi”, ale są silni przede wszystkim jako drużyna. Ogólnie mówiąc, te drużyny są wystarczająco mocne, ale nie jesteśmy gorsi.
Henadij Czechośki