Były ukraiński piłkarz Jurij Sieleznew podzielił się swoimi wrażeniami z meczu 6. kolejki fazy grupowej Ligi Mistrzów między donieckim „Szachtarzem” a monachijską „Bawarią” (1:5), który odbył się przedwczoraj w Gelsenkirchen.
— Wynik jest, oczywiście, nieprzyjemny. Zbyt duży. Można przegrać 1:2, 2:3, no, niech będzie 1:3. Ale 1:5… To za wiele. Jeśli spojrzeć na całą grę, to „Bawaria” w tym meczu była o głowę lepsza, tutaj nie ma żadnej rozmowy!
O ile wynik meczu był zrozumiały, nasze drużyny w europejskich pucharach — zarówno „Szachtar”, jak i kijowskie „Dynamo” teraz bardzo trudno jest się przeciwstawić klubom najwyższej klasy w Europie. To nasze realia — i nigdzie się od tego nie uciekniemy. Wojna, poziom mistrzostw i brak legionistów takiej jakości, jak wcześniej — wszystko to ma wpływ. Jeszcze cztery-pięć lat temu w Premier League Ukrainy było 8–9 silnych drużyn, wśród których były prawdziwe „walki”, a teraz u tego samego „Szachtarza” w ciągu całego mistrzostwa są tylko dwa takie mecze.
Wszystko zależy od poziomu mistrzostwa. A mistrzostwo u nas teraz jest wolne, brakuje mu szybkości, agresji. Weźmy kogoś z liderów — powiedzmy, Sodakowa. Gdzie on był przedwczoraj na boisku w Gelsenkirchen? Gdzie? No i to cała rozmowa. Właśnie ten fakt mówi o poziomie UPL.
— A jednak czy zauważyłeś coś pozytywnego w meczu z „Bawarią” ze strony „Szachtarza”?
— Jeśli chodzi o pozytywne rzeczy, to może jedynie młodzież, która nigdy nie grała z takimi drużynami i teraz ma możliwość zdobywania doświadczenia. To dotyczy zarówno Brazylijczyków, jak i naszych młodych chłopaków. W takich grach zdobywają nieocenione doświadczenie. I to, uwierzcie, jest warte swojej ceny.
— Jak oceniasz dalsze perspektywy „Szachtarza”?
— Z każdym meczem w Lidze Mistrzów doniecka drużyna staje się lepsza. Jasne, że „górnicy” mają bardzo ciężko grać w takich warunkach: i wojna, i ogromne podróże. Poziom naszego mistrzostwa, jak już wspominałem, teraz nie jest takiego jakości, jak wcześniej, ponieważ szybkości w nim są zupełnie inne niż w europejskich pucharach. Donieccy piłkarze nie są przyzwyczajeni do gry z drużynami, które ich presują, które są szybkie i indywidualnie silne. Dlatego, oczywiście, jest ciężko.
Jednak mecze z drużynami takiego poziomu, jak „Bawaria”, są dość użyteczne. Pozwalają nie tylko zdobywać doświadczenie, ale także analizować swoje błędy i je eliminować. Tak więc „górnicy” mają nad czym pracować.
— Wyżej wspomniałeś o Georgiju Sodakowie. Jeszcze niedawno jego wartość była oceniana przez „Szachtar” na 50−60 milionów euro. Jak uważasz, cena tego piłkarza na rynku transferowym w obecnych warunkach nie może być taka sama, jak wcześniej?
— Moim zdaniem, nasi piłkarze nie mogą kosztować takich pieniędzy — ani 100, ani 70, ani 60 milionów. Można spojrzeć na inne transfery, które odbywają się w Europie. Weźmy chociażby Turka Ardu Gülery z madryckiego „Realu”. On nie kosztuje takich pieniędzy (ten zawodnik kosztował hiszpańskiego giganta 45 milionów euro — przyp. red.). A tymczasem ten chłopak jest zawodnikiem tureckiej reprezentacji.
Myślę, że Sodakow powinien wyjechać za granicę i tam się wykazać — a wtedy kupią go nawet za 100 lub 200 milionów. Świeżym przykładem jest Zabarnego. Pojechał do „Bournemouth”, nie popisał się tam przez dwa lata, a już za nim wszyscy biegają! Pewnie gra w reprezentacji Ukrainy, ma postęp i osiągnął dobry poziom w skromnym angielskim klubie. To jest wskaźnik.
Wjaczesław Kułczycki