Zasłużony trener Ukrainy Myron Markevych podzielił się swoimi oczekiwaniami przed meczem końcowej, 8. kolejki głównej fazy Ligi Mistrzów między Donieckim Szachtarem a Dortmundską Borussią.
— Myronie Bohdanowiczu, Szachtar przystępuje do meczu przeciwko Borussii z jedynie matematycznymi szansami na playoff. Jak Pan sądzi, czy zespół powinien myśleć o nich przed wyjściem na boisko?
— I myślę, że nie. Szanse są tam iluzoryczne. Zrealizowanie ich będzie niemal niemożliwe. Dlatego najważniejsze to, gdzie grają i z jaką drużyną. W tej sytuacji ważne jest, aby się pokazać i spróbować zdobyć punkty.
— Bukmacherzy oceniają szanse na zwycięstwo Szachtaru jako 1 do 7. Zgadza się Pan?
— Nie, to za dużo. Borussia nie jest w najlepszej formie. Drużyna „pływa”. Nie radzą sobie też w niemieckiej lidze. Ostatnio zmienili trenera. Dlatego nie.
Oczywiście, Borussia ma przewagę, ponieważ u siebie gra całkiem nieźle. Jednak tak to bywa. Nie zawsze faworyt wygrywa.
— Jak Szachtar powinien zagrać, aby liczyć na punkty?
— Cóż, trzeba zagrać tak samo jak z Brestem (2:0). Dobrze grali w obronie, dlatego wygrali. Nie było tych błędów, które popełniali wcześniej — pozwalali sobie na zbyt łatwe straty. A w Brestie właściwie nie mieli żadnych okazji. Tak samo muszą grać w obronie i wychodzić na kontry. Tym bardziej, że mają z przodu kogoś, kto może biec.
— W wspomnianym pierwszym oficjalnym meczu Szachtaru w 2025 roku z Brestem, poza poprawą obrony, zauważył Pan jeszcze jakieś jakościowe zmiany w działaniach „górników”?
— Cóż, zwiększyła się walka, szczególnie w środku pola. Cały problem polegał na tym, że łatwo pozwalali przechodzić przez środek pola, a w praktyce w odbiorze nikt nie grał, poza obrońcami. A teraz widać, że chcą odebrać piłkę, nie pozwalają przeciwnikowi na spokojne przyjęcie.
W ten sposób trzeba też tutaj zagrać: bardzo blisko, nie pozwolić rozbiegać się i nie przegrać walki. I to wszystko.
Ci napastnicy, którzy byli w Szachtarze, nie nadają się do Ligi Mistrzów. Dobrze zagrali praktycznie bez napastnika. Główne, że z przodu są szybcy piłkarze. Kiedy drużyna gra na kontry, to zawsze przynosi to efekty. Nic tu nie ma strasznego.
— To znaczy, że Kelsi i Sikan nie są piłkarzami do Ligi Mistrzów?
— Nie chcę obrażać piłkarzy. Rozumiem, że obecnie nie jest tak łatwo znaleźć napastników. Tym bardziej sprowadzić ich do Ukrainy.
Ale... W lidze ukraińskiej jeszcze jakoś idzie. Gdzieś mogą coś zrobić. Jednak poziom Ligi Mistrzów jest teraz zupełnie inny.
— Kto, pana zdaniem, powinien poprowadzić zespół za sobą?
— Cóż, trudno powiedzieć. Wszyscy muszą zrozumieć, gdzie grają. Teraz drużyna ma pozytywne nastawienie. Uważam, że jeśli drużyna solidnie zagra w obronie i nie przegra walki, szczególnie w środku pola, mamy dobre szanse.
Dmytro Wienkow