Myślami o meczu „Dynamo” z „Ferencvárosem” w Lidze Europy i o nadchodzącym spotkaniu z żytomierskim „Polem” w mistrzostwach Ukrainy podzielił się były zawodnik kijowskiej drużyny, a obecnie główny trener „Podolii” Siergiej Kowalec.
— W tym zakresie chciałbym wymienić cztery czynniki, — mówi. — Kiedy mówimy o tym, że mamy słabe mistrzostwa i przegrywamy w europejskich pucharach, to „Ferencváros” o podobnych rzeczach dotyczących mistrzostwa Węgier nie mówi. A my, Węgrzy mówili, że jest silniejsze. Nawet w czasie wojny. To pierwszy czynnik. Drugi czynnik — wywiad Brażko, który w przededniu meczu z Ferencvárosem powiedział, że w nim będzie dużo walki.
Moim zdaniem, należałoby jeszcze dodać: walki, którą trzeba wygrywać. Ponieważ znów, niestety, straciliśmy bramki z dobitki, gdzie można było blokować strzały. Ten sam Brażko w momencie pierwszego gola mógł próbować zagrać w ślizgu. Trzeci czynnik — specyfika omawiania gry. To nie jest krytyka, a konstruktywna uwaga. Zawsze można znaleźć dobre momenty, aby w danym meczu osiągać pozytywny wynik.
A czwarty czynnik wiąże się z moimi rozważaniami na temat tego meczu z węgierską drużyną. Już mówiłem, że po czerwonej kartce Dubinczaka „Dynamo” grało dość dobrze, a jeszcze w pierwszej połowie mogło zdobywać bramki. Jeśli chodzi o drugą, rozumiałem, że w takiej sytuacji wszystko powinno zależeć od pracy trenera po przerwie. W końcu trener Ferencvárosu Pascal Jansen widział i rozumiał specyfikę gry po tym, jak jego drużyna uzyskała przewagę liczebną. Węgierscy piłkarze myśleli, że „Dynamo” teraz będzie przegrywać i nie wyjdzie na kontrataki.
Więc główny trener „Ferencvárosu” w pierwszej połowie meczu nie mógł wpływać na działania, które mieli jego podopieczni. A była pewna luźność. W przerwie, jak już mówiłem, bardzo ważne jest, jak zadziałają trenerzy. I widzieliśmy, jak Jansen, mający doświadczenie jako asystent lidera „Feyenoordu” Arne Slota, który obecnie pracuje w „Liverpoolu”, podjął decyzję w takiej sytuacji.
Jednak u Aleksandra Szowkowskiego i jego sztabu trenerskiego nie ma w ogóle europejskiego doświadczenia. Plus już wspomniane wykluczenie. W czasie przerwy w meczu należało podkreślić, że jeśli Ferencváros w pierwszej połowie grał nie tak ciasno, to w drugiej nie należy tego oczekiwać. I, w rezultacie, Węgrzy zaczęli grać pewniej, odbierając piłki. Niestety, zawodnicy „Dynamo” zaczęli popełniać błędy i, jak powiedział Szowkowski, po drugiej bramce zaczęli się sypać.
— Czym byście wyjaśnili nieudany start „Dynamo” w Lidze Europy?
— Można mówić o różnych czynnikach — i o wojnie, i o logistyce. Ale myślę, że jednak należy uwzględnić to, o czym mówiłem — doświadczenie sztabu trenerskiego. Mam na myśli samodzielną pracę. Jeśli chodzi o europejskie batalie, to jego w ogóle nie było. W końcu mistrzostwa Ukrainy i krajowy Puchar — to jedno, a Liga Mistrzów czy Liga Europy — to zupełnie coś innego. W meczach klubowych turnieju kontynentalnego zupełnie inna intensywność, inna determinacja, inni rywale. Jasne, że aby wyglądać w Europie godnie, sztab trenerski musi gromadzić doświadczenie.
Ale jakby to nie było, na tym etapie dla „Dynamo” ważne jest mistrzostwo Ukrainy.
— Wystarczyło, aby doświadczony weteran Andriej Jarmolenko znalazł się poza grą, aby okazało się, że „Dynamo” wyraźnie brakuje prawdziwego przywódcy i lidera, który mógłby poprowadzić za sobą partnerów z drużyny. Jak myślicie, czy w tym również można dostrzegać problem?
— Słusznie powiedzieliście: Jarmolenko to doświadczony zawodnik, który mógłby wnieść solidność i spokój w organizację gry drużyny. Jednak jest kontuzjowany, a funkcje lidera powinny przyjąć inni piłkarze. W rozmowach wielu sobie pozwala i Szaparenko, i Brażko. Wystarczy, że sędzia zagwiżdże, a oni zaczynają apelować do niego z tego czy innego powodu. A trzeba grać w futbol, odbierać piłki, walczyć. W tym względzie przypomina mi się okres mojej kariery piłkarskiej: w „Dynamo” za czasów Walerego Łobanowskiego czegoś takiego nigdy by nie było. Wystarczyło, że zawodnik coś powiedział sędziemu, a on po tym nie grał.
— W obecnym „Dynamo” w ostatnim czasie następuje stopniowe odmłodzenie — w szczególności w linii obrony. Jak myślicie, co najbardziej wpływa na występy w europejskich pucharach — brak doświadczenia, brak koncentracji czy obojętność wobec wyniku?
— Wiecie, kibice wybaczą wszystko, oprócz obojętności. Młodsze piłkarze „Dynamo” jakby się starają, jednak same starania to za mało. Potrzebne są doświadczenie, umiejętności oraz zdolność gry na „nie mogę”. Plus bardzo ważne są działania drużynowe. Chcę powiedzieć, że wszystkim tym, którym nie jest obojętna przyszłość „Dynamo” i ukraińskiego futbolu, chciałbym, aby było mniej rozmów i publikacji o tym czy innym młodym piłkarzu. Każdy z nich powinien grać, starać się i maksymalnie się poświęcać na boisku. Tym bardziej w czasie wojny. Tak, wystarczającego kunsztu i doświadczenia może nie być, bo ono dopiero się zdobywa, ale starania i poświęcenie powinny być ponad wszystko.
Jednak to dotyczy nie tylko młodzieży „Dynamo”, ale także wszystkich bez wyjątku zawodników. I przedstawicieli sztabu trenerskiego. Trzeba pracować i spokojnie reagować na słowa zasłużonej krytyki. W końcu w każdej krytyce znajduje się konstruktyw, i z tego zespół powinien wyciągnąć wszystko, co potrzebne. A obrażać się nie ma sensu, bo wszystko trzeba pokazywać na boisku. I tak pokazywać, aby żadnej krytyce nie było miejsca. Razem z tym chciałbym zaznaczyć następujące. Moim zdaniem, bieganie za trzema zającami jest dla „Dynamo” bardzo trudne. Dlatego trzeba określić priorytety. Wydaje mi się, że mistrzostwa Ukrainy są ważniejsze.
— Właśnie chciałem przejść do spraw na krajowej arenie, gdzie w niedzielę „Dynamo” czeka ważny mecz z żytomierskim „Pole”. Jak myślicie, jak Aleksander Szowkowski będzie motywować swoich podopiecznych do tego meczu? Czy przewiduje się rotację?
— Przypominacie sobie mecz z „Romą”, kiedy była duża rotacja? Odbył się przed ukraińskim klasykiem — meczem dynamowców z „Szachtarem”. Jasne, że Szowkowski wtedy bardziej myślał o grze z górnikami, stawiając na nią. Ale i w tym meczu, do redy od Kryskiwa dominował „Szachtar”. Teraz „Pole” ma szanse odebrać punkty „Dynamo”. Dlaczego? Po pierwsze, w Żytomierzu jest dobra drużyna, po drugie, w przeciwieństwie do dynamowców, przygotowywała się do tego meczu przez tydzień, a po trzecie, psychiczne stanie piłkarzy „Dynamo” teraz może być nie najlepsze.
I na koniec chciałbym doradzić trenerom i zawodnikom, aby mniej czytali to, co piszą w mediach. Nie tylko wtedy, gdy przegrywasz, ale także po zwycięskich meczach. To bardzo ważne. W końcu publikacje w prasie — czy to jakieś awanse czy peany na cześć piłkarzy mają bardzo negatywny wpływ. Wziąć chociażby młodego Mikhawkę. Widać, że jest dobrym zawodnikiem i oby u niego z poziomem umiejętności wszystko było w porządku. Ale teraz na niego wywierane jest duże psychiczne ciśnienie. Dużo się o nim pisze: czy ten młody chłopak da radę z tym wszystkim? Jestem pewny, że agenci również dużo piszą. Kiedy czytamy, że Mikhawka czy ten sam Szaparenko przechodzi gdzie indziej, rozumiemy, że mamy do czynienia z informacyjnym wstrząsem. Takie rzeczy dezorientują zawodników, a trenerom trudno nimi zarządzać.
Andriej Pisarienko